"Super Express": - Osiem lat po tragedii smoleńskiej mamy zapowiedź kolejnego raportu. I wielu Polaków uważających, że to nie zostało wyjaśnione. Widzi pan w tym jakąś winę Platformy?
Tomasz Siemoniak: - Zawsze można było coś zrobić lepiej, ale głównym powodem jest upolitycznienie tej tragedii. Antoni Macierewicz dostrzegł w tym temacie swoją wielką szansę i przez lata ją bezwzględnie wykorzystywał. Dwukrotnie wydawało się, że jest skończony. I "na Smoleńsku" wrócił, został szefem MON.
- I szefem być przestał.
- Łatwiej odwołać go z funkcji ministra obrony, trudniej z roli lidera sprawy smoleńskiej. Macierewicz sam był i jest uzależniony od Smoleńska. Nie potrafił oddać tego prokuraturze kontrolowanej przez PiS, nawet kiedy został szefem MON. Sam prezes Kaczyński najlepiej podsumował jego działania w sprawie katastrofy, mówiąc o udanych i nieudanych eksperymentach, o potwierdzonych i niepotwierdzonych hipotezach. Nawet wierna rządowi TVP Info nie transmitowała wczorajszej konferencji. To bardzo znamienne. To jakiś koniec tej formuły.
- Koniec, ale końca śledztwa chyba nie widać?
- Prokuratura dysponuje od dawna raportem biegłych, który potwierdza tezy komisji Jerzego Millera. W końcu ten raport opublikuje i te wątpliwości będą topniały. Samolot zszedł poniżej minimów, system TAWS wołał, że mają się podnieść, a to trzeba stosować bezwarunkowo. To są fakty. Co mamy u Macierewicza? Była już bomba termobaryczna, awaria głównego systemu, teraz jakieś paski. Macierewicz stawał się przez to symbolem niewiarygodności.
- Myśli pan, że działania i zaniechania PO nie stworzyły tego, co nazywaliście "religią smoleńską"?
- Jestem przekonany, że wszystkie prace prokuratury i komisji Millera były prowadzone uczciwie. Choć oczywiście ludzkie pomyłki i zaniechania się zdarzają i one są wyjaśniane.
- Nie było tak, że ze względów politycznych jednak pewnych rzeczy zaniechaliście? Donald Tusk obawiał się, że kampanie wyborcze mogą przebiegać w cieniu śledztwa i pewne rzeczy przyspieszył, pewnych decyzji nie podjął...
- Na przykład?
- Brak umiędzynarodowienia śledztwa, nieotwieranie trumien itd.
- Prokuratura akurat 10 dni przed katastrofą stała się niezależna. W tym prokurator Pasionek, nadzorujący to śledztwo i dziś. Może tego czynnika politycznego było wręcz za mało i za dużo zaufania do prokuratury? Atmosfera była jednak taka, żeby te trumny sprowadzić szybko, nie przeciągać pogrzebów. Dominowało jednoczące nas przygnębienie, a nie debata polityczna. I do dziś nie ma raportu, który podważyłby raport Millera.
- Jest raport Anodiny, który był niestety pierwszy i przez wielu na świecie przyjęty jako obowiązujący. Zabrakło szybkiej reakcji polskiego rządu, bo premier Tusk bawił na nartach.
- Bawił na nartach, ale po raporcie Anodiny przerwał urlop i wrócił.
- To chyba za późno wyszedł z progu, bo w świat poszła rosyjska wersja o błędach polskich pilotów i "pijanym generale".
- Trudno, żeby premier Tusk uzgadniał swój urlop z Anodiną albo MAK prezentację z nim. I kiedy rozmawia się na świecie z politykami, dziennikarzami i wojskowymi, to oni znają też naszą wersję. Rosyjski MAK nie ma najlepszej opinii na świecie, katastrof w Rosji jest dużo i komisja z Polski, państwa NATO i UE ma jednak większą wiarygodność.