Sondaże okazały się bardzo złudne. I szkodliwe, bo w perfekcyjny sposób uśpiły czujność sztabowców PO na finiszu kampanii. Korki od mocno już zmrożonych szampanów nie wystrzeliły. Czy tym razem będzie podobnie?
Topniejąca przewaga Bronisława Komorowskiego to nie przypadek. Z jednej strony mamy bowiem prezesa PiS, który złapał wiatr w żagle i któremu sprzyjają zewnętrzne okoliczności. Z drugiej, sygnały o marazmie i brutalnej walce, jaka rozgrywa się w otoczeniu marszałka Sejmu i kandydata na prezydenta.
Przeczytaj koniecznie: Michał Karnowski: Merytoryczne wejście nastąpi przed drugą turą wyborów
Po prawyborach rządy w otoczeniu Komorowskiego przejął Sławomir Nowak i spółka platformerskich specjalistów od PR-u. Pierwsze skrzypce grają koledzy Nowaka, czyli dawni działacze Młodych Demokratów. To nie podoba się starszym politykom PO, którzy przekonują, że ci ludzie kompletnie nie znają Komorowskiego, więc nie mogą mu się przysłużyć. U boku marszałka zaczął się też pokazywać Krzysztof Luft, dyrektor biura prasowego Sejmu. Wejście miał nie najlepsze, bo niemal na "dzień dobry" popadł w poważ ny konflikt z sejmowymi dziennikarzami.
Niemal wszyscy reporterzy podpisali się pod listem do marszałka, w którym zarzucili Krzysztofowi Luftowi, że utrudnia im pracę. To jednak tylko niuanse. - Tak czy owak rządzi Nowak - słychać od kilkunastu dni od ludzi pracujących w otoczeniu Komorowskiego. Jak rządzi? Trudno to ocenić, bowiem kampania Komorowskiego zamiast się rozpędzać, w zasadzie nie ruszyła z miejsca. Ton nadają sztabowcy PiS.
Patrz też: Rozmowa z Janem Pospieszalskim o filmie Solidarni 2010, który wywołał burzę (WYWIAD)
PO czeka. Na co? Pozostawiony sam sobie Komorowski nie potrafi się odnaleźć w tej nowej, trudnej rzeczywistości. W dodatku z PO dochodzą sygnały, że nie wszyscy politycy tej partii, a zwłaszcza stronnicy Radosława Sikorskiego, stoją za nim murem i chcą pracować na jego sukces. Z odsieczą Komorowskiemu nie przybył także premier Tusk. Przeciwnie, nieoficjalnie mówi się, że w sprawie kandydata Komorowskiego szef rządu - poza deklarowanym poparciem - palcem nie kiwnie. Na domiar złego Komorowski zaczyna popełniać błędy. Unikanie przedwyborczych debat i dzielenie kandydatów na tych z pierwszej i drugiej ligi jest co najmniej nierozsądne. Jak bowiem czują się potencjalni wyborcy Waldemara Pawlaka, Grzegorza Napieralskiego czy Andrzeja Olechowskiego? Zwłaszcza że w drugiej turze Komorowski będzie musiał ich prosić o poparcie?
Nierozsądne jest też lekceważenie Jarosława Kaczyńskiego. Sztabowcy prezesa PiS bardzo umiejętnie rozgrywają pierwsze tygodnie kampanii. Komorowski musi pamiętać, że od prezydentury dzieli go bardzo długa droga. Jeśli o tym zapomni, na zawsze pozostanie prawie jak prezydent. A prawie - jak wiadomo - robi różnicę.
Tomasz Sygut
Dziennikarz działu polityka "Super Express"