"Super Express": - Kandydat PiS w wyborach prezydenckich wyszedł w końcu do ludzi...
Michał Karnowski: - Długość i forma tego wydarzenia pozwala na to, aby stwierdzić: i wyszedł... i nie wyszedł. Bardziej go zobaczyliśmy, niż usłyszeliśmy.
Przeczytaj koniecznie: Maciej Gdula o wystąpieniu Jarosława Kaczyńskiego: Nie znamy haseł, pod jakimi startuje
- Bez wątpienia: był to znak. Ale jaki?
- Że to nie przełom, lecz kontynuacja. Kontynuacja kursu, który zapowiadał jego sztab wyborczy - że będziemy go więcej widzieć, niż słyszeć. Nie był to polityk, który przystępuje do debaty o bieżących sprawach. Było to kilkadziesiąt dobrze wyreżyserowanych sekund, które wszystkie media musiały zrelacjonować. Bierność Jarosława Kaczyńskiego jest jednak pozorna, gdyż w istocie toczy walkę na polu najtrudniejszym - osobistej przemiany. Zawsze mówił dużo, a teraz będzie mówił mało.
- Sam wizerunek - nieme: jestem tutaj, czekam na głosy - to chyba ciut za mało...
- A ja się z panem nie zgodzę i powiem: sam wizerunek wystarczy. Nie rozumiem głosów: porozmawiajmy o przyszłości, kampania musi być normalna. Gdy jadę przez nasz kraj, cały czas widzę biało-czerwone flagi z czarnym kirem. Żałoba jest w ludziach - rozmiar tragedii jest tak wielki, że powrót do normalności potrwa dłużej
Patrz też: Super komentarz: Panowie, chcemy znać wasze poglądy! Zacznijcie wreszcie mówić!
- Prezydenta wybieramy jednak na pięć lat. Jest to akt teraźniejszy nastawiony na przyszłość.
- Ale wyboru dokonamy wśród polityków, o których wiemy wszystko. Na razie żadnemu z nich nie opłaca się wychylać. Dlatego Kaczyński milczy, dlatego milczy Komorowski. Jeżeli zajdzie taka potrzeba, to o drogach czy o emeryturach będą mówić sztabowcy. Osobiste merytoryczne wejście obydwu najpoważniejszych kandydatów nastąpi w kampanii przed drugą turą wyborów.
Michał Karnowski
Publicysta dziennika "Polska The Times"