W komunikacie zamojskiej prokuratury można wyczytać, że z zawiadomienia Europejskiego Urzędu ds. Zwalczania Nadużyć Finansowych prowadzi śledztwo ws. "doprowadzenia Parlamentu Europejskiego do niekorzystnego rozporządzenia mieniem znacznej wartości w kwocie 203 167 euro przez posła do Parlamentu Europejskiego" Ryszarda Czarneckiego. Zdaniem śledczych między 10 czerwca 2009 roku a 12 listopada 2023 roku europoseł PiS, aby osiągnąć korzyść majątkową, "w krótkich odstępach czasu i w wykonaniu z góry powziętego zamiaru", jako poseł do PE VII kadencji, doprowadził europarlament do "niekorzystnego rozporządzenia mieniem znacznej wartości, w łącznej kwocie 203 167 euro".
Zobacz: Komisja ws. afery wizowej. Piotr Wawrzyk odmawia składania zeznań!
Jak ustaliła prokuratura Ryszard Czarnecki "w sporządzonych i podpisanych przez siebie dokumentach, podał nieprawdę co do swojego miejsca zamieszkania w Polsce, wskazując, że miejsce to w kraju pochodzenia znajduje się pod dwoma adresami w Jaśle (woj. podkarpackie - red), w sytuacji, gdy jego faktycznym miejscem zamieszkania w Polsce była Warszawa, a nadto złożył 243 wnioski o zwrot kosztów podróży, w których podał nieprawdę, co do odbywanych podróży służbowych, w tym pojazdów, jakimi miał odbywać podróże i liczby przejechanych kilometrów, wprowadzając odpowiednie służby Parlamentu w błąd".
Przeczytaj: Współpracownik rozmawiał ze Zbigniewem Ziobrą. Nie ma dobrych wieści
Europoseł otrzymał zwrot wydatków na podróże służbowe, dodatków pobytowych związanych z obecnością w posiedzeniach komisji w polskim parlamencie, diet związanych z czasem podróży oraz odległością z tytułu podróży. Jak podkreśla prokuratura, działał na szkodę instytucji i uczynił sobie z popełnienia przestępstwa stałe źródło dochodu. Czarneckiemu grozi za to do 8 lat więzienia.
W rozmowie z portalem interia.pl Ryszard Czarnecki przyznał, że jest zaskoczony przedstawieniem wniosku, bez przesłuchania go. - Oddałem wszystkie środki finansowe. Środki zostały zwrócone już dawno. Parlament Europejski nie poniósł żadnego uszczerbku finansowego, również polski podatnik - przekazał eurodeputowany.
Blisko dwa lata temu "Rzeczpospolita" wnikliwie analizowała wnioski Czarneckiego o zwrot kosztów dojazdów do Brukseli. Podejrzenia OLAF wzbudziły liczne przejazdy europosła PiS różnymi samochodami, które nie były jego. Właściciele tych aut zaprzeczyli, by pożyczali je Czarneckiemu.
Cztery lata temu unijni śledczy odkryli, że w latach 2009-2018 Ryszard Czarnecki pobierał nienależne mu zwroty kosztów podróży służbowych i diety, czym miał naciągnąć PE, wtedy na ok. 100 tys. euro. W śledztwie wykryto, że europoseł do Brukseli jeździł m.in kabrioletem, który został zezłomowany 11 lat wcześniej.
Ryszard Czarnecki w lutym 2012 roku wpisał w rozliczeniu, że odbywał podróże fiatem punto cabrio. Tymczasem właściciel samochodu, poinformował, że samochód został rozbity 11 lat wcześniej (2001), na tyle poważnie, że musiał zostać zezłomowany.
Galeria poniżej: Tak mieszka Ryszard Czarnecki. Politycy od kuchni
Europoseł PiS wydał też w tej sprawie oficjalne oświadczenie, w którym zaznacza, że wszystkie środki zostały już przez niego zwrócone do PE oraz podkreśla, że nie naraził on na straty polskich finansów.
– W związku z informacją o wystąpieniu prokuratury o odebranie mi immunitetu oświadczam: Zależy mi na jak najszybszym wyjaśnieniu tej sprawy. Wszystkie środki, o które zwrócił się Parlament Europejski, już dawno zostały zwrócone. Nie naraziłem na żadne straty również polskiego podatnika. O toczącym się postępowaniu nigdy nie byłem formalnie powiadomiony, a tym samym nie byłem również nigdy przesłuchiwany i nie miałem możliwość obrony swojego dobrego imienia.Zwracam uwagę na interesującą koincydencję skierowania tej sprawy do Brukseli w momencie ustalania list wyborczych do Parlamentu Europejskiego – napisał Ryszard Czarnecki na platformie „X".