Ruszył proces właściciela Amber Gold - Skuli go, bo chciał się ZABIĆ

2016-03-22 3:00

Gdy oszukiwał tysiące ludzi, wyglądał jak pączek w maśle. Na wczorajszym procesie był wychudzony, cały czas miał na rękach założone kajdanki. Bo w konwoju, w drodze na rozprawę, chciał się okaleczyć. A tylko on wie, co się stało z fortuną w złocie! Wczoraj w Gdańsku ruszył proces właścicieli Amber Gold - Marcina P. (32 l.) i jego żony Katarzyny P. (32 l.), którzy oszukali 19 tys. klientów na ok. 851 mln zł.

Proces przed Sądem Okręgowym w Gdańsku miał rozpocząć się o godz. 9.00, jednak przełożono go ze względu na alarm bombowy. Budynek został ewakuowany. Przed godz. 12 już bez przeszkód rozpoczęło się posiedzenie. Na sali rozpraw oskarżeni siedzieli w oszklonej kuloodpornymi szybami klatce. Sąd zezwolił na rozkucie Katarzyny P., ale jej mąż przez cały czas pozostał w łańcuchach, bo... próbował się okaleczyć podczas konwojowania go z aresztu przed rozprawą. - Sąd posiada pisemną informację z konwoju, że w przypadku oskarżonego zachodzi wysokie ryzyko samouszkodzenia na sali rozpraw. Zostanie skuty ze względu na własne bezpieczeństwo - tłumaczyła sędzia Lidia Jedynak. Oskarżeni małżonkowie ze sobą nie rozmawiali. Nie patrzyli nawet na siebie. - Zarabiałem 200 tys. zł miesięcznie. Mam depresję. Leczę się psychiatrycznie. Rozpoznano u mnie anoreksję. Nie przyznaję się do winy i odmawiam składania zeznań - oświadczył Marcin P. Oszust, chociaż za kratkami zmienił się nie do poznania, to starał się uśmiechać. Tylko na pytanie sądu, czy ma dzieci, odpowiedział po krótkiej chwili: Nie.Katarzyna rozpłakała się podczas odpowiedzi na te same pytania. Przyznała, że leczy się psychiatrycznie i od 2012 roku ma depresję. Przypomnijmy, że pół roku temu za kratami urodziła dziecko. Prawdopodobnie jego ojcem jest strażnik więzienny.

Wczoraj sąd odczytał zeznania Marcina P. przed prokuratorem. Okazuje się, że wypłacili sobie około 20 mln zł jako wynagrodzenie. Ponad 300 mln zł zainwestowali w linie OLT Express, które zbankrutowały. Majątek Amber Gold szacuje się na około 100 mln zł. Syndykowi udało się do tej pory odzyskać 43 mln zł. Pozostałe kilkaset milionów, prawdopodobnie w złocie, mogło zostać wywiezione za granicą. Marcinowi P. i jego żonie grozi 15 lat więzienia.

Aferzysta oskarżał Tuska

Okradł tysiące ludzi, a chce pogrążyć kolejnych. Aferzysta Marcin P. przekonywał śledczych, że syn byłego premiera Michał Tusk (34 l.) jako pracownik portu lotniczego w Gdańsku przekazywał tajne informacje szefostwu OLT Express, czyli liniom lotniczym należącym do właściciela Amber Gold. Prokuratura badała już ten wątek i sprawę umorzyła.

Michał Tusk zaczął współpracę z OLT jeszcze jako dziennikarz "Gazety Wyborczej". Kontynuował ją już jako pracownik lotniska. Miesięcznie zarabiał ok. 5 tys. zł.

Podczas przesłuchań w prokuraturze Marcin P. zeznał, że Michał Tusk nie tylko zajmował się promocją jego linii lotniczych, ale w rzeczywistości przekazywał z lotniska bardzo ważne analizy.

- Współpracę zaczęliśmy 15 marca 2012 r. na umowę-zlecenie. Michał Tusk miał odpowiadać za PR. W kwietniu okazało się, że Tusk rozpoczął pracę na lotnisku. Wtedy chciałem zakończyć z nim współpracę, bo jak to wyglądało, że pracuje i u nas, i na lotnisku. W moim komputerze jest teczka o nazwie Józef Bąk. Tam są wszystkie materiały od Michała Tuska. To m.in. informacje o stawkach konkurencji i ich dofinansowaniu. Za te analizy powinienem zapłacić dziesiątki tysięcy euro, a otrzymaliśmy je w ramach współpracy z Tuskiem - tłumaczył śledczym podczas przesłuchania w prokuraturze P.

Przypomnijmy, że śledczy badali już tę sprawę i doszli do odmiennych wniosków. Według łódzkiej prokuratury, która prowadziła postępowanie, Michał Tusk, pracując dla linii lotniczych OLT, nie działał na szkodę gdańskiego Portu Lotniczego im. Lecha Wałęsy. - Nie było podstaw do uznania, że działania syna premiera nosiły znamiona przestępstwa - mówił wtedy Krzysztof Kopania, rzecznik łódzkiej prokuratury.

Zobacz: Więc jednak! BOR przyznaje się do winy za wypadek Dudy