Dr Dominik Smyrgała: Rosyjskie UFO nadal krąży nad Krymem

2014-03-06 3:00

Sytuacja na Krymie i reakcja Zachodu w ocenie eksperta.

"Super Express": - Władimir Putin uznał, że nie ma w tym momencie potrzeby wprowadzenia wojsk rosyjskich na Ukrainę. Premier Tusk uznał to za efekt skuteczności nacisku Zachodu. Myśli pan, że to zjednoczony front demokratycznego świata tak trzeźwiąco podziałał na rosyjskiego premiera?

Dr Dominik Smyrgała: - To nie takie proste. Niemniej UFO nadal krąży nad Krymem, zajmując kolejne strategiczne obiekty na półwyspie. Dopóki niezidentyfikowane obiekty militarne, które tam krążą, nie znikną, to sytuacja patowa będzie trwała. Putin nieco się wycofał, ale na pewno nie jest to powrót do sytuacji sprzed wybuchu konfliktu.

- Stąd Donald Tusk mobilizuje Zachód, twierdząc, że trzeba zachować czujność wobec działań Rosji. Rozumiem, że chodzi o dalszy nacisk na Moskwę, żeby ta swoich żołnierzy z Krymu wycofała do swoich baz. Myśli pan, że Zachód nie spocznie teraz na laurach, skoro interwencja zbrojna Kremla na razie nie jest rozważana?

- I to jest druga strona medalu. Mam wrażenie, że w kwestii silnego nacisku na Władimira Putina nie ma jedności Zachodu. Europejska jego część jest raczej powściągliwa, natomiast ta transatlantycka, czyli Stany Zjednoczone i Kanada, postępuje już zupełnie inaczej, prezentując bardziej stanowczą postawę.

- Mam w ogóle wrażenie, że z jednej strony Rosja udaje, że jej nie ma na Krymie, a z drugiej Zachód trochę udaje, że nie widzi jej agresywnych działań na półwyspie i nie reaguje z całą mocą na to jawne pogwałcenie prawa międzynarodowego. Myśli pan, że to przymykanie oczu się skończy?

- Mam poważne obawy, że to wszystko skończy się raczej kolejnym Monachium, kiedy świat demokratyczny, poświęcając Czechosłowację, chciał uspokoić zapędy Hitlera. Tym razem może być podobnie i Zachód poświęci Krym na rzecz poskromienia agresji Putina. Niech przestrogą przed takim działaniem będą jednak słowa Winstona Churchilla, który skomentował porozumienie z III Rzeszą, mówiąc: "Nasz rząd miał do wyboru hańbę i wojnę. Wybrał hańbę, a wojnę będzie miał i tak".

- Zachód zdaje się przede wszystkim liczyć pieniądze, a nie bardzo jest gotowy bronić porządku światowego?

- Bilans zysków i strat zależy od perspektywy, którą przyjmujemy. Jeśli Zachód uzna, że obrona Ukrainy przed Rosją mu się nie opłaci, będzie to myślenie bardzo krótkowzroczne. Koszty długofalowe oddania pola Kremlowi mogą być znacznie poważniejsze. To jest np. różnica między Zachodem a Putinem - rosyjski prezydent operuje w perspektywie długookresowej.

- Myśli pan, że ktoś na Zachodzie myśli w tej długookresowej perspektywie?

- Nie wiem, ale często w ostatnich tygodniach doraźność działań Zachodu kłuje w oczy aż za bardzo. Ale cóż, przed wieloma przywódcami w najbliższym czasie różne referenda i wybory, stąd zapewne tego typu myślenie.

- Abstrahując już od tego, czy jest wola, żeby zwiększyć nacisk na Władimira Putina, czy nie, Zachód ma narzędzia, które skutecznie mogłyby ostudzić głowy jastrzębi z Kremla?

- Uważam, że takie narzędzia Zachód posiada. Jest nią duża presja gospodarcza, ale także demonstracja militarna. Nie mówię tu jednak o interwencji zbrojnej, ale o wyraźnym pokazaniu Władimirowi Putinowi i jego doradcom, że NATO nadal ma wymiar militarny.

- Nie brakuje głosów płynących ze Stanów Zjednoczonych, które sugerują, że NATO, a szczególnie Waszyngton, powinien zwiększyć swoją obecność wojskową w naszej części Europy.

- Właśnie coś takiego mam na myśli. W tej chwili głównym przeciwnikiem dla Kremla w dalszym ciągu są Stany Zjednoczone. Ich wojska są obecne w Niemczech i na znacznie mniejszą skalę w Rumunii czy Bułgarii. Przybliżenie tej obecności do obszaru byłego ZSRR czy nawet w przypadku krajów bałtyckich pojawienia się na tym obszarze miałoby swoją wartość.

Zobacz też: Tomasz Walczak: Jak pomóc Ukrainie, żeby jej nie zaszkodzić?

- Zanim Zachód zdecyduje się lub nie na poważniejsze kroki wobec Putina, może uznać, że coś rosyjskiemu przywódcy udało się już ugrać? Może choćby to, że jego pryncypialna postawa na Ukrainie sprawiła, że resztki zapału do integracji Kijowa z UE czy NATO zniknęły?

- Raczej udało się wybić z głowy Putinowi nadzieje, że Ukraina w całości wróci do jego strefy wpływów w postaci przyłączenia jej do wielkiego rosyjskiego projektu politycznego, jakim jest Unia Euroazjatycka. Perspektywa integracji Ukrainy z UE i tak była bardzo odległa, niezależnie od tego, czy w Wilnie podpisano by umowę stowarzyszeniową z Kijowem, czy też nie. Natomiast perspektywa wstąpienia Ukrainy do projektu Putina jest zupełnie niewyobrażalna.

Czytaj również: Tomasz Walczak: Putin przemówił