Tomasz Walczak

i

Autor: super express

Tomasz Walczak: Jak pomóc Ukrainie, żeby jej nie zaszkodzić?

2014-03-05 18:06

Kiedy świat debatuje nad skutecznymi środkami przeciwdziałania rosyjskiej agresji na Ukrainie, w Kijowie jest już misja Międzynarodowego Funduszu Walutowego, która ma omówić warunki pożyczki na ratowanie ukraińskiej gospodarki i tym samym osiągnieć rewolucji lutowej. Problem jednak polega na tym, że zamiast pomóc może jej poważnie zaszkodzić.

MFW nie ukrywa, że jeśli międzynarodowa pomoc ma popłynąć do rządu w Kijowie, ten musi wreszcie przygotować i wcielić w życie reformy, które zagwarantują, że wsparcie nie zostanie przejedzone i rozkradzione, ale przysłuży się stabilizacji gospodarczej i rozwojowi Ukrainy. To słuszne stanowisko, ale już daje się usłyszeć, że warunki MFW zapowiadają się na bardzo restrykcyjne. Specjaliści mówią już o obcięciu wydatków państwa, zaciskaniu pasa i przede wszystkim zlikwidowaniu dopłat do gazu dla obiorców indywidualnych.

 

Minister Sikorski, który lubi wysyłać do demokratyzującego się świata zamiast pieniędzy polskie know-how na temat transformacji ustrojowej, sugeruje, że Ukrainie potrzebny jest plan Balcerowicza. Niby zaboli społeczeństwo, o czym przekonaliśmy się na własnej skórze, ale wyprowadzi ukraińską gospodarkę na prostą.

 

Na miejscu MFW i ministra Sikorskiego nie zapędzałbym się jednak w wolnorynkowej terapii szokowej. Ukraina to jednak nie Polska. U nas fala neoliberalnej polityki gospodarczej szybko obaliła rządy postsolidarnościowych ekip i do władzy wyniosła przedstawicieli ancien régime w postaci postpezetpeerowskiego SLD. Szczęciem Polski było to, że ta formacja, choć grała na peerelowskich sentymentach, zrozumiała, że aby stać się wybieralną dla znacznej części polskiego społeczeństwa musi prezentować się jako liberalna i proeuropejska. Dzięki tej zmianie, obrany tuż po obaleniu komunizmu kurs ku Zachodowi, nie został zatrzymany.

 

W przypadku Ukrainy takiej zmiany nie należy oczekiwać. Trudno bowiem wyobrazić sobie, żeby Partia Regionów, która najpewniej zyska na politycznej porażce obozu prozachodniego, poszła drogą SLD. Mimo że liderzy tej formacji wkrótce po ucieczce Janukowycza, zupełnie się od niego odcięli, nazywając go zdrajcą i obarczając winą za ofiary śmiertelne starć w Kijowie, pozostaną oni jednak zorientowani na Moskwę, widząc takie nastroje wśród swojego elektoratu. Powrót Partii Regionów do władzy będzie oznaczał powrót ku Rosji.

 

Zachód musi więc brać w swoich warunkach dla rządu w Kijowie pod uwagę lokalne uwarunkowania. Jeśli bowiem wymusi na rządzie Jaceniuka drastyczne neoliberalne reformy, to utopi nie tylko jego rząd, z czego sam Jaceniuk zdaje sobie sprawę, ale także pogrzebie cały obóz polityczny, który opowiedział się po stronie Majdanu. Zamiast więc pomóc utrzymać się zdobyczom rewolucji, Zachód może ją skuteczniej dobić niż mieszanie się w sprawy Ukrainy Kremla.

 

Pamiętajmy, że poruszamy się na obszarze naznaczonym silnym syndromem postsowieckim. Świat zamiast patrzeć na Polskę i jej bolesną, ale względnie udaną modernizację, powinien raczej przyjrzeć się casusowi Rosji. Tam, zaraz po upadku Związku Radzieckiego, do władzy doszły neoliberalne jastrzębie z Jegorem Gajdarem na czele. Jego ekonomiczny dogmatyzm, z błogosławieństwem Jelcyna, zupełnie zraził do reform społeczeństwo, które zostało zepchnięte na skraj nędzy. Na tych nastrojach – poczuciu chaosu i beznadziei – wypłynął potem Putin. To wspomnienie lat 90., eksploatowane przez kremlowską propagandę, najczęściej trzyma ludzi przy rosyjskim prezydencie. A więc pomóżmy Ukraińcom reformować swój kraj, ale nie róbmy tego z klapkami na oczach, bo neoliberalny dogmatyzm może okazać się zabójczy dla odradzającej się demokracji na Ukrainie.