Bieda za rządów PiS to problem obecnej koalicji
Gdy trwa niekończący się casting na kandydatów kluczowych partii w wyborach prezydenckich, z politycznej mgły zaczyna wyłaniać się front walki wyborczej, który może zdefiniować czekającą nas w przyszłym roku kampanię. To sprawy społeczno-ekonomiczne. A to zła wiadomość dla rządzącej koalicji.
Dwie sceny. Pierwsza to październikowy sondaż dla „Super Expressu”, który pokazuje, że 17 proc. ubiegłorocznych wyborców koalicji nie zamierza już na nią głosować.
Druga to ujawnione w połowie października wyniki raportu Polskiego Komitetu Europejskiej Sieci Przeciwdziałania Ubóstwu nt. ubóstwa. Wynika z niego, że 2,5 mln Polaków żyje w skrajnym ubóstwie, a ponad 17 mln poniżej minimum socjalnego i tak źle nie było w Polsce od dekady. Szybko podchwycili go politycy PiS, którzy uznali raport za dowód na to, co z naszym krajem zrobił rok rządów Donalda Tuska. Równie szybko kasowali gniewne wpisy w mediach społecznościowych, kiedy okazało się, że dane dotyczą jednak 2023 r., a więc czasów, kiedy rządziła jeszcze ich partia. Koalicjanci nie szczędzili złośliwości i kpin.
Polacy głosowali portfelami przeciwko PiS
Ten się jednak śmieje, kto się śmieje ostatni. A niekoniecznie będą to politycy rządzącej ekipy. PiS cenę za polską biedę zapłacił rok temu. O oddaniu władzy przez partię Kaczyńskiego nie zdecydowała wyłącznie niechęć do patologii rządzenia przez jej zdegenerowanych polityków. Być może kluczowe okazało się jednak to, że PiS nie dotrzymał umowy społecznej, którą miał z Polakami. Głosiła ona po prostu: owszem, kradniemy, zawłaszczamy państwo i robimy ze swoich ludzi milionerów za publiczne pieniądze, ale dzięki naszym rządom żyje wam się dobrze i dostatnio.
Koniec rządów PiS wyraźnie nie był okresem rosnącego dobrobytu, bo nawet jeśli pensje wzrastały, podwyżki cen wszystkiego wokół pochłaniały wszelkie nadwyżki gotówki. Nie było chyba nikogo, kto odchodziłby od sklepowej kasy bez przerażenia w oczach, ile przyszło mu zapłacić za podstawowe nawet produkty. Tak jak głosowanie portfelami pozwoliło wygrać PiS w 2019 r., tak te same portfele zdecydowały o utracie przez niego władzy.
Drożyzna uderza w Polaków. Czy uderzy w koalicję?
Po krótkim okresie stabilizacji cen i oswojeniu się z drożyną, które zbiegło się w czasie z dojściem do władzy obecnej koalicji, sprawy bytowe znów zaczynają być główną troską Polaków. Wyraźnie gorzej zaczęło być w wakacje, kiedy skończyły się programy osłonowe, które łagodziły skutki wzrostów cen energii. To pociągnęło za sobą wzrost cen wszystkiego innego. Inflacja znowu stała się problemem i Polacy odczuwają to w swoich kieszeniach.
Jakby tego było mało, ceny energii będą rosły w kolejnym roku i system rządowego wsparcia najbardziej zagrożonych tym gospodarstw domowych niewiele tu pomoże. W połączeniu z drożyną w sklepach będzie to rodzić społeczną wściekłość. Co więcej, już dziś Polacy odczuwają skutki problemów finansowych służby zdrowia, której w ostatnich miesiącach roku zaczyna brakować pieniędzy i nierzadko kończy się to odwołanymi zabiegami i wstrzymaniem leczenia niektórych schorzeń. Nawet jeśli od nowego roku sytuacja się poprawi, może rosnąć przekonanie, że rządzący obecnie zostawiają Polaków samych sobie.
Antypisowski sentyment może nie wystarczyć
To społeczno-ekonomiczne rozczarowanie w najbliższych miesiącach będzie coraz bardziej politycznym tematem, który już zaczyna eksploatować PiS i należy się spodziewać, że z tego będą chcieli uczynić główną oś sporu w czasie wyborów prezydenckich.
A jak skuteczna to broń, możemy się przekonać w amerykańskich wyborach, które już za tydzień. Ogólne przeświadczenie, że Amerykanom żyje się gorzej, choć w skali makro tamtejsza gospodarka radzi sobie dobrze, może okazać się decydującym czynnikiem, który sprawi, że w USA przymkną oko na wariactwa Trumpa, by ukarać za swoją złą sytuacje ekonomiczną Demokratów i ich kandydatkę.
Także w Polsce sentyment antypisowski może okazać się niewystarczający, jeśli wyborcy poczują na własnej skórze skutki drożyzny i zaczną szukać winnych. Nikt nie będzie zwracał uwagi, że bieda zawitała do ich domów jeszcze za rządów PiS, ale swój gniew skupią na obecnie rządzących. Rachunku nie wystawią w wyborach parlamentarnych za trzy lata, ale już w wyborach prezydenckich. Te 17 proc. dezerterów z elektoratu koalicji może być zapowiedzią poważnych kłopotów w wyścigu prezydenckim, który wielu jej polityków uważa za rozstrzygnięte na ich korzyść.