Jedna z nowojorskich firm doradztwa finansowego (nazywa się Wealth X, gdyby ktoś pytał) sporządziła intrygujący raport. Jej analitycy przedstawili tam listę krajów, w których do 2023 roku przybędzie najwięcej milionerów. Milioner to wedle definicji Wealth X ktoś taki, kto posiada między 1 a 30 milionami dolarów majątku netto. Netto to znaczy po odliczeniu długu.
Na tej liście Polska znajduje się na miejscu... 5. Dodajmy, że to piąte miejsce dotyczy wszystkich krajów świata. Oznacza to, że populacja polskich milionerów zwiększy się o 10 proc. Szybciej bogaczy będzie przybywać tylko w Egipcie, Nigerii, Bangladeszu i Wietnamie. Zaraz za Polską na liście są Chiny i Indie.
Fakty są takie, że w Polsce od 30 lat eksperymentu z kapitalizmem akumulowane jest bogactwo. Dużo bogactwa. Pieniądze, instrumenty finansowe, nieruchomości, kapitał kulturowy (coraz niestety droższa w Polsce dobra edukacja), a nawet zdrowie. Niektórzy Polacy mają tych zasobów w nadmiarze. Większości zostają nędzne resztki.
Nie jesteśmy już społeczeństwem, gdzie różnice dochodowe i majątkowe są na poziomie egalitarnej Skandynawii. Dziś gramy w lidze krajów o średnio wysokim poziomie społecznych różnic ekonomicznych.
Nie chcę wchodzić w tym miejscu w próbę odpowiedzi na pytanie, czy nierówności bardziej społeczeństwu pomagają, czy szkodzą. Ja jestem z tej szkoły, co uważa, że szkodzą. Budują u silnych i zamożnych poczucie, że są lepsi od całej reszty. Że ich pozycja społeczna im się należy. Bo byli pracowitsi i bardziej zaradni. W większości przypadków to bzdura. Ale użyteczna bzdura. I dlatego tak chętnie kolportowana przez elity i będące na ich usługach środki masowego przekazu.
Dlatego gdy następnym razem usłyszycie, że „jeszcze nie czas, by dzielić w Polsce bogactwo”, to zaśmiejcie się solidnie. I zapytajcie uprzejmie, kiedy wreszcie będzie ten moment? Bo ja się szczerze obawiam, że nigdy. A im więcej będzie w Polsce milionerów, tym to „nigdy” będzie coraz bardziej „święte”.