Polska, Wileka Brytania

i

Autor: East News

Rae: Nie wiadomo, czy Polacy będą mogli zostać na Wyspach

2016-06-18 8:55

Gavin Rae, brytyjski socjolog i wykładowca w warszawskiej Akademii Leona Koźmińskiego w rozmowie z "Super Expressem" o konsekwencjach ewentualnego wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej:

"Super Express": - Znaczna część Europy martwi się o wynik przyszłotygodniowego referendum w Wielkiej Brytanii, które ma zdecydować, czy Zjednoczone Królestwo pozostanie w Unii Europejskiej, czy jednak ją opuści. Z ostatnich sondaży wynika, że przeciwnicy pozostania we Wspólnocie mają większość. To reprezentatywne badania opinii publicznej? Nastroje rzeczywiście są antyeuropejskie?

Dr Gavin Rae: - Myślę, że sondaże oddają obecne nastroje Brytyjczyków. Niczego jednak nie przesądzają. Dotychczas to raczej zwolennicy pozostania w UE mieli większość. Tendencje zmieniły się jakieś dwa tygodnie temu. Do referendum pozostało jeszcze kilka dni i wiele się jeszcze może wydarzyć.

- Co się może zmienić?

- Całkiem prawdopodobne, że ci, którzy są przeciw Brexitowi, w tych ostatnich dniach i godzinach zmobilizują się, widząc, że zyskali zwolennicy wyjścia z Unii. Wśród tych pierwszych do tej pory panowało przekonanie, że i tak nie opuścimy Wspólnoty. Tak naprawdę sprawa jest nadal otwarta.

- Wpływowy brytyjski tabloid "The Sun" na okładce wezwał ostatnio swoich czytelników do głosowania za Brexitem. Znam takich, którzy uznali, że to przesądza sprawę. Zgadza się pan?

- Oczywiście, może mieć to swój wpływ, ale "The Sun" apelował raczej do ludzi już przekonanych. Jego czytelnicy to w dużej mierze konserwatyści, którzy i tak zapewne zagłosują za Brexitem. Ten apel tabloidu raczej nie trafi do bardziej umiarkowanych Brytyjczyków i aż takiego wpływu na wynik referendum raczej mieć nie będzie.

- A co takiego Unia zrobiła wam, Brytyjczykom, że jest tylu chętnych, by Wspólnotę opuścić?

- Moim zdaniem to pokłosie kryzysu całej Unii Europejskiej. Jej kłopoty napędzają populistycznych nacjonalistów, którzy opowiadają się przeciwko tej instytucji. Swoje robi to, że Wielka Brytania więcej wpłaca do unijnego budżetu, niż z niego dostaje, a już najbardziej separatystyczne nastroje podgrzewa napływ imigrantów. Sytuacja gospodarcza na Wyspach nie jest najlepsza i łatwo populistom wskazać winnych - imigrantów i Unię, której przepisy pozwalają im na przyjazd. Inna sprawa, że całe to referendum to wynik gry politycznej.

- Co ma pan na myśli?

- To referendum jest zupełnie niepotrzebne i Brytyjczycy wcale się go nie domagali. Fakt, że zostało ogłoszone i w przyszłym tygodniu zostanie przeprowadzone, jest efektem walk wewnętrznych w Partii Konserwatywnej. Przed wyborami miało ono zjednoczyć te zwalczające się skrzydła. Na moment zjednoczyło. Teraz trzeba będzie zapłacić cenę za ten polityczny deal.

- Czyli przyszłość Unii Europejskiej stała się zakładnikiem wewnętrznych sporów w Partii Konserwatywnej?

- Tak to niestety jest i to referendum będzie spuścizną Davida Camerona, który do niego parł. Oczywiście było ono dla premiera także elementem walki z Partią Niepodległości Zjednoczonego Królestwa, która niezadowolenie społeczne skierowała przeciwko Unii Europejskiej i zaczęła podbierać część elektoratu Partii Konserwatywnej. Jak pan więc widzi, za tym niebezpiecznym referendum stoją zwykłe interesy polityczne.

- Polacy może bardziej niż reszta Europy patrzą na brytyjskie referendum z racji tego, jak wielu z nich mieszka i pracuje na Wyspach, korzystając z unijnego prawa do swobodnego przemieszczania się i osiedlania. Ewentualny Brexit może doprowadzić do tego, że Polacy będą musieli opuścić Wielką Brytanię?

- W zasadzie nie wiadomo, jak miałoby to w praktyce wyglądać. Żaden kraj do tej pory nie wychodził z Unii i nikt nie wie, jak rozwiązać tego typu kwestie. Osobiście wątpię, żeby zmuszono mieszkających już na Wyspach Polaków do wyjazdu, ale trudno to przesądzić. Jedno jest pewne - możliwość przyjazdu do Wielkiej Brytanii zostanie znacznie ograniczona. Nie wiadomo też, co będzie z dwoma milionami Brytyjczyków, którzy mieszkają w krajach Unii. W Polsce nie ma ich wielu, ale już w takiej Hiszpanii to ok. miliona osób. W Wielkiej Brytanii bardzo wielu ludzi myśli wyłącznie o imigrantach, zapominając o brytyjskich emigrantach.

- Jakie argumenty mogą przekonać Brytyjczyków do zagłosowania przeciwko Brexitowi? Los własnych emigrantów? Czy może widmo rozpadu Wielkiej Brytanii? Wiadomo, że Szkocja, która niedawno głosowała w referendum na temat swojej niepodległości, po Brexicie na pewno znów będzie chciała secesji, wziąwszy pod uwagę ogromne poparcie Szkotów dla UE.

- Rzeczywiście, widmo rozpadu Zjednoczonego Królestwa stanie Brytyjczykom przed oczami, gdyby do Brexitu doszło. Jak pan wspomniał, Szkoci są bardzo proeuropejscy i na pewno w zdecydowanej większości zagłosują oni za pozostaniem w Unii. Jeśli reszta Brytyjczyków zagłosuje jednak za wyjściem, to bardzo szybko możemy się spodziewać kolejnego referendum niepodległościowego i jestem przekonany, że tym razem Szkoci w większości niepodległość poprą. Wydaje mi się, że ten scenariusz dla wielu Brytyjczyków może być otrzeźwiający.

- Brytyjczycy patrzą w ogóle na konsekwencje Brexitu?

- Moim zdaniem spora grupa tych, którzy go popierają, robi to głównie dlatego, żeby wyrazić swój sprzeciw wobec rządu i niespecjalnie widzi konsekwencje tego rodzaju buntu. Liczę, że w ostatnich dniach znaczna część z nich dostrzeże, jakie zagrożenia się z tym wiążą. Jest jeszcze jeden element, który może przemówić do Brytyjczyków.

- Jaki?

- Tragiczna śmierć Jo Cox - deputowanej Izby Gmin z ramienia Partii Pracy, która została brutalnie zamordowana czwartek. Jak donoszą media, człowiek, który się tego dopuścił, miał należeć do skrajnie nacjonalistycznej partii Britain First (Przede wszystkim Brytania - przyp. red.) i krzyczeć nazwę tej partii. Być może ten dramat zwróci uwagę Brytyjczyków, do czego mogą prowadzić nastroje nacjonalistyczne.

Zobacz także: Maciej Wąsik w WIĘC JAK: W Warszawie to gang wyłudza nieruchomości



Nasi Partnerzy polecają