"Super Express": - W swoim wpisie w serwisie Twitter przewidział pan wynik meczu Polska - Irlandia Północna. Był pan dokładny: zgadł pan i wynik 1:0, i zdobywcę bramki - Arkadiusza Milika.
Maciej Wąsik:- Byłem przekonany, że przy bramce będzie asystował Robert Lewandowski, jednak piłkę podał Kuba Błaszczykowski, więc czuję pewien niedosyt. Natomiast tak, udało mi się przewidzieć wynik tamtego meczu. Wszyscy mówili, że to służby, służby, służby... a ja się po prostu znam na piłce!
- Rozmawiamy w dniu meczu z Niemcami. Jaki będzie wynik dzisiejszego spotkania?
- Jak ginąć to z trzaskiem, ale myślę, że będzie 3:2 dla Polski, a dwie bramki zdobędzie Lewandowski. Nic więcej nie potrafię przewidzieć, ale wiem, że nasz kapitan zna Niemców i lubi strzelać im bramki. Dlatego myślę, że dziś się "rozstrzela". Warto zauważyć, że jeszcze nie było na Euro 2016 meczu, w którym padło dużo bramek, w którym była wymiana ciosów. Myślę, że to właśnie zobaczymy dzisiaj wieczorem. I my tę wymianę ciosów wygramy.
- Zmieńmy temat na poważniejszy. W środę w nocy CBA weszło do siedziby PZU. Czego tam szukacie?
- Szukamy dowodów. Do prokuratury wpłynęło zawiadomienie, które mówi o stratach w wysokości 200 mln zł, na jakie narażone miało być PZU przy kontrakcie informatycznym.
- W jakich latach podpisano tę umowę?
- Podpisano ją dawno, ale przecież ona była realizowana długoterminowo, nie przez miesiąc.
- Dawno, to znaczy kiedy?
- Bodajże w 2004 roku.
- Z kim ta umowa została podpisana?
- Z jedną z wiodących w owym czasie firm informatycznych w Polsce.
- Na literkę "p"?
- Na literkę "p". I nie ma wyników tej umowy, a 200 mln zł zostało zapłacone.
- PZU zapłaciło i nie dostało nic w zamian?
- To jest pewne uproszczenie sytuacji, ale mniej więcej tak to wygląda. My do sprawy audytu państwa i dbałości o publiczne pieniądze podchodzimy bardzo poważnie. Będziemy do imentu ścigać takie pompowanie pieniędzy ze spółek i instytucji państwowych. Tego CBA nie odpuści, nie będzie żadnej taryfy ulgowej. Będziemy działać mocno i zdecydowanie.
- Ostatnio ciągle gdzieś wchodzicie...
- Wchodzimy, żeby zabezpieczyć materiały i dowody na rzecz postępowań, które prowadzi prokuratura. I będziemy dynamizować te działania.
- Spotyka się pan z zarzutami, że jest to działalność polityczna?
- Mamy umowę, w której jedna strona zobowiązuje się do zapłacenia 200 mln zł, a druga do dostarczenia pewnego systemu. I jedna strona płaci tę kwotę, a druga nie dostarcza systemu. To gdzie tu jest działanie polityczne? Jest to ściganie nieprawidłowości. Mówiąc ostro: złodziejstw.
- Co może pan powiedzieć o działaniach dotyczących zeroko rozumianej półki Ciech?
- Cała Polska słyszała nagrania z afery taśmowej, wiadomo, co mówiono. Wiemy też, kto uczestniczył w tej aferze, wiemy, wokół jakiej prywatyzacji odbywały się te rozmowy. Wiemy, że spółka była wyceniana na niemal dwa razy większą kwotę niż ta, za którą ją sprzedano. Dlaczego mamy finansować czyjeś biznesy? Ktoś, kto za tym stoi, powinien ponieść odpowiedzialność. Oczywiście o ile zarzuty się potwierdzą.
- W jakim miejscu jest teraz śledztwo dotyczące Ciechu?
- Gospodarzem śledztwa jest prokuratura, natomiast mam nadzieję, że przejdzie ono w fazę ad personam, czyli zostaną postawione zarzuty konkretnym osobom. Bo ja widzę tam nieprawidłowości.
- I widzi pan osoby, które mogłyby za nie odpowiedzieć?
- To jest moja opinia i nie mogę mówić na ten temat. Decydujące zdanie ma prokurator, ale jestem przekonany, że takie osoby są. Oczywiście można to było zrobić wcześniej, jeszcze w czasach rządów PO-PSL. Ale nie było ku temu woli politycznej. W mojej ocenie kierownictwo CBA obawiało się wówczas podejmowania działań ofensywnych.
- Porozmawiajmy o reprywatyzacji w Warszawie. Kraj obiegła informacja o tym, że kilka osób w cudowny sposób stało się właścicielami działki wartej około 160 mln zł. Wiem, że CBA zajmuje się również tą sprawą.
- Nareszcie! Kiedy CBA kierował Paweł Wojtunik, można było odnieść wrażenie, że był zakaz zajmowania się Warszawą - i takie są również opinie funkcjonariuszy. Bo Warszawa to wielka polityka, a my się polityką nie zajmujemy.
- Wojtunik miał zakaz zajmowania się sprawami dotyczącymi Warszawy?
- Funkcjonariusze delegatury warszawskiej wręcz otrzymali od swojego przełożonego taką informację na jednej z odpraw.
- Ustnie, pisemnie?
- Ustnie.
- Ci funkcjonariusze mogą to zeznać?
- Tak, oczywiście. To jest jedno z ustaleń audytu. Zresztą media już dawno informowały o tej sprawie. Można również odnieść wrażenie, że przez lata Warszawa leżała odłogiem. Teraz trzeba to nadrobić. Każdy, kto mieszka w Warszawie, kto interesuje się jej sprawami, wie doskonale, że dzika - czy wręcz złodziejska - reprywatyzacja jest ogromnym problemem.
- Kiedy się ona zaczęła?
- W okolicach 2005 roku, ale na początku ten proces był naprawdę nieduży.
- Jak wygląda taki proceder?
- Znajduje pan fałszerza, który produkuje akt notarialny. Z tego podrobionego dokumentu wynika np., że pańska babcia tuż przed śmiercią uzyskała od swojej sąsiadki, która była np. właścicielką kamienicy, prawa do tej nieruchomości. Później idzie się z takim dokumentem do właściwej kancelarii adwokackiej i ona przeprowadza całe postępowania.
- Co pan chce powiedzieć, mówiąc "właściwa kancelaria"?
- Istnieją kancelarie, które się tym specjalizują.
- Uczciwie?
- Niektóre robią to uczciwie i odzyskują mienie dla rzeczywistych spadkobierców. Lecz są i takie, które działają w sposób wadliwy. W ubiegły poniedziałek prokuratura wszczęła śledztwo dotyczące jednej z kamienic przy ulicy Nowogrodzkiej w Warszawie. Na podstawie fałszywego roszczenia doszło do próby wyłudzenia tej nieruchomości od miasta.
- Powiem coś banalnego: takie rzeczy są niemożliwe do przeprowadzenia bez udziału urzędników.
- W mojej ocenie ktoś mógł przymykać oko.
- Chodzi o przymykanie oka? Czy może jakiś urzędnik brał za to pieniądze?
- Śledztwo to wykaże. Ale umówmy się, że sprawa korupcji jest tutaj niezwykle prawdopodobna.
- Mamy do czynienia z szajką, jakimś gangiem?
- Mieliśmy taki gang w Łodzi, mieliśmy w Krakowie - na pewno mamy i w Warszawie. Chciałem też przypomnieć, że w tej sprawie zginął człowiek. Pewna kobieta - Jolanta Brzeska - opierała się jednej z kancelarii, nie chciała opuścić swojego mieszkania i znaleziono ją spaloną w Lesie Kabackim.
- Czyli to nie tylko przestępstwa urzędnicze. Sugeruje pan zwykłą gangsterkę?
- Sprawa jej śmierci nie została wyjaśniona. Mam nadzieję, że pojawią się okoliczności, które pozwolą rozwiązać tę zagadkę. To naprawdę bulwersująca sprawa, to nie są tylko przestępstwa korupcyjne czy urzędnicze. Oczywiście o ile śmierć Jolanty Brzeskiej ma związek z reprywatyzacją.
- Pan sądzi, że ma?
- Każdy, kto wyciąga wnioski, musi sobie postawić takie pytanie.
Zobacz: Sławomir Jastrzębowski: Chcecie bronić ubeków? Odradzam!