Owszem, każdemu chyba w wieku młodzieńczym zdarzyły się głośniejsze imprezy. Czasem kończyły się kłótnią z sąsiadem, czasem interwencją policji, mandatem bądź pouczeniem. Tu jednak nie mamy do czynienia ze zwykłą imprezą, ale też z wtargnięciem do cudzego domu, który powinien być twierdzą. Brutalnym atakiem na rodzinę. Gdyby ktokolwiek z szanownych Czytelników jedynie dobijał się do sąsiada - dajmy na to w celu zaproszenia go na imprezę - a sąsiadowi by to nie odpowiadało, musiałby się liczyć z interwencją policji i konsekwencjami za zakłócanie ciszy nocnej i miru domowego. Tu mamy zakłócenie miru domowego, brutalne pobicie, groźby karalne (napastnicy grozili, że wyrzucą kobietę przez okno). A mimo to policja odstępuje od czynności. Mamy tu do czynienia albo z totalnym brakiem profesjonalizmu policji, albo z czymś znacznie gorszym. Jak się bowiem okazuje, jeden z agresorów jest synem częstochowskich prokuratorów. Sprawcy nie zostali zatrzymani. Sąd Okręgowy w Częstochowie zwolnił ich za kaucją. Komendant V Komisariatu Policji w Częstochowie, który przerwał interwencję swych podwładnych, został odwołany, a prokurator Anna K.zawieszona w czynnościach, toczy się wobec niej postępowanie dyscyplinarne. Od jego przebiegu zależy wiele. Jeżeli bowiem okaże się, że w Polsce nadal można - dzięki rodzinnym koneksjom - niczym synek pani i pana prokuratorów czuć się bezkarnym, jakiekolwiek zaklęcia o naprawie, oczyszczeniu życia publicznego będą nie tylko pustą retoryką, ale wręcz karykaturą samych siebie. A nadzwyczajne kasty - sędziów, prokuratorów, policjantów itd. śmiać się wciąż będą ludziom w oczy.
Przemysław Harczuk: Komisja śledcza? Tu wystarczy działanie państwa