"Super Express": - Dziesięć największych sieci handlowych w Polsce, o przychodach 110 mld zł, zapłaciło łącznie zaledwie 500 mln zł podatku dochodowego CIT. Jak to odczytać?
Prof. Ryszard Bugaj: - To zaskakująco mało... Nieprzypadkowo te sieci są w polskiej polityce chłopcem do bicia. I od dłuższego czasu zastanawiam się, czy nie słusznie. Banki też przecież są w rękach firm zagranicznych. I jednak wykazują spore zyski.
- Podobno to jest zupełnie inna sytuacja.
- I ja to rozumiem, jest wiele sygnałów, że te sieci handlowe są w fazie ostrej konkurencji, wykaszają się z rynku i jak już na nim osiądą, to sobie zrekompensują... Tyle że bądźmy szczerzy: przy efektywnej stawce 10-12 proc. podatku CIT, zysk 10 największych sieci handlowych wynosiłby 5 mld zł łącznie?! Brzmi to dziwnie.
- Sieć Biedronka zapłaciła ponad połowę z tych 500 milionów zł, czyli więcej niż pozostałe dziewięć sieci. A przecież też ostro konkuruje...
- Niewykluczone, że Biedronka uznała, że musi powalczyć o dobrą opinię i nieco zrezygnować z optymalizacji, którą też przecież mogłaby bez oporów robić. Sieci wielkopowierzchniowe dysponują metodami, które pozwalają im na tzw. optymalizację podatków. Transfery, operacje z centralami za granicą. Sklepy wielkopowierzchniowe są jednak też w fazie bardziej ostrej walki niż banki. W tej sytuacji pomysł PiS, żeby wprowadzić ten podatek obrotowy, nie jest taki zły, choć na początku się go bałem.
- Dlaczego?
- Bo bałem się jakiejś radykalnej kwoty,np. kilkunastu procent. Na szczęście propozycje są rozsądne, od 0,5 do 2 proc. Z drugiej strony, dzięki niedawnym zmianom w prawie może być o te podatki bardzo trudno. Słyszał pan o niedawnych zmianach w prawie dotyczących orzekania w wątpliwych sprawach zawsze na korzyść podatnika?
- Brzmi super.
- Oczywiście, że brzmi super. Ale przecież to nie jest wymyślone dla emeryta, zwykłego Kowalskiego czy małej firmy. To jest pomysł dla wielkich firm grających o poważne pieniądze. One ze swoimi prawnikami lepiej niż przeciętny człowiek są w stanie wykazać, że tę konkretną wątpliwość należy rozstrzygać na ich korzyść. Nie miejmy złudzeń. Nieprzypadkowo Ministerstwo Finansów się tego bało.
- Pamiętam, że torpedowało nawet propozycję prezydenta Komorowskiego.
- Z plotek wiem, że torpedował to już minister Rostowski, bojąc się właśnie przesadnego uszczuplenia środków w budżecie. Takie hasła są bardzo nośne. Niskie podatki, najlepiej nieskomplikowane i bardzo doprecyzowane. Tyle że to są sprzeczności. Na Zachodzie, gdzie te podatki są bardzo doprecyzowane, zazwyczaj są znacznie bardziej skomplikowane niż w Polsce. Cudów nie ma.
- Wielu ekonomistów uważa, że wprowadzenie podatku obrotowego może się odbić na klientach, na których sieci przerzucą koszty wynikające z tej zmiany.
- Może tak się stać, ale nie musi. Pamiętam groźby, jakie padały po wprowadzeniu pewnych zmian podatkowych na Węgrzech. Odgrażano się wyjściem z rynku i okazało się, że jednak wszyscy zostali! Z takiego rynku się nie rezygnuje, a groźby to jest zawsze część negocjacji. Co tam Węgry! Widzieliśmy to przecież także w Polsce. Pamięta pan, co mówiono o OFE? Że system padnie, że wszystkie te firmy albo większość się wycofa. Wie pan ile się wycofało po tych zmianach?
- Ani jedna.
- Właśnie! Bo to jest wciąż olbrzymi rynek, wciąż wielu klientów. Szkoda rynku, na którym są pieniądze. Mamy w Polsce generalnie olbrzymi problem z podatkami. Ciekawym sygnałem dla rządzących powinna być informacja, że w Polsce kupuje się więcej samochodów na firmy niż na osoby prywatne. Tych firm jest ze dwa miliony? A ilu jest dorosłych klientów indywidualnych?
- Powiedzmy, że ponad 20 milionów.
- A i to, jeżeli odliczyć uboższych i emerytów. I te samochody na firmy średnio kosztują 90 tys. zł, a więc spora część to te luksusowe, ponad 100 tys. I w tym samym czasie zaledwie 2 proc. Polaków łapie się na wyższą stawkę podatkową? Nie tylko sytuacja z sieciami handlowymi jest u nas chora...