"Super Express": - Na linii Warszawa - Paryż wieje chłodem. Oficjalnym powodem jest sprawa pracowników delegowanych. Francuzi chcą zaostrzenia przepisów, bo chcą chronić rynek przed tanimi pracownikami, zwłaszcza z Polski, a Polacy - w imię powodzenia naszych firm - chcieliby, żeby najlepiej nic się nie zmieniło. Rzeczywiście warto się aż tak o to spierać?
Prof. Piotr Wawrzyk: - Moim zdaniem problem jest poważniejszy. Zwróćmy bowiem uwagę na sondaże prezydenta Francji - to najgorsze notowania w początkach urzędowania w historii. Jest słabym politykiem. W zasadzie to produkt marketingowy i jako taki, nie mając nic do zaoferowania, atakuje po prostu innych. Tak się dzieje w tym przypadku: atakuje Polaków, chcąc zyskać poklask rodaków.
- Walczy o poklask, ale może to Polskę zaboleć. Ponad głowami polskiego rządu dogaduje się z krajami regionu w sprawie zmian dotyczących pracowników delegowanych. I kraje te gotowe są go - wbrew Polsce - poprzeć.
- Zwróćmy uwagę, że to nie tylko kwestia stanowiska Polski. Jeśli zmiany pójdą w kierunku zaproponowanym przez Francję, splajtuje sporo firm nie tylko w naszym kraju, ale także w całej Europie Środkowo-Wschodniej, a mnóstwo pracowników w tych krajach straci po prostu pracę. Jeżeli rządy tych krajów w imię dobrych stosunków z takim politykiem jak Emanuel Macron chcą się na to godzić, to proszę bardzo. Nie oznacza to, że polski rząd zamierza się na to godzić.
- Ale sojuszników mu brakuje. Kiedy podniesiono na forum unijnym sprawę pracowników transportu, polskie stanowisko poparły tylko Węgry. Polska jest osamotniona?
- Mieliśmy już stanowisko w tej sprawie Grupy Wyszehradzkiej i nie wydaje mi się, żeby coś się tu zmieniło. Co prawda politycy tych krajów mówili, że chcą lepszych relacji z Francją i Niemcami. Nie mówili jednak, że popierają stanowisko Francji. Same kraje grupy nie są jednak w stanie same zablokować tej inicjatywy. Potrzebny jest szerszy sojusz. Potencjał dla tego jest, bo w grę wchodzi praca dla dwóch i pół miliona pracowników delegowanych z całej UE.
- Połowa tych pracowników to ludzie ze starej Unii i proponowane zmiany niewiele w ich sytuacji zmieniają. Polskich pracowników delegowanych jest pół miliona i to jest ogromny problem. Kraje regionu mają po kilkanaście tysięcy takich pracowników i pewnie są gotowe ich poświęcić, bo dla nich to mała strata, a mogą wiele zyskać.
- Tyle że w Czechach zaraz są wybory i nie wiem, czy to jest to dobry element kampanii wyborczej dla partii rządzącej. Tym bardziej że konkurencja tej dyrektywy nie popiera. Jeśli jednak rządy innych państw regionu poprą pod silnym naciskiem Francji i Niemiec tę dyrektywę, odbędzie się to kosztem jedności naszej części Europy, kosztem jej obywateli i jej firm. Pytanie, czy warto to robić w imię dobrych relacji z Macronem.
Zobacz: Andrzej Duda krytykuje konstytucję
Przeczytaj też: Maria Kiszczak wyznaje: Gdyby mój mąż żył, broniłby Wałęsy TYLKO U NAS