„Super Express”: – Nie wiadomo jakim cudem, ale Polska i Izrael znów toczą historyczne spory. Tym razem to nie ustawa o IPN je zainicjowała, ale skandaliczne wypowiedzi izraelskich rządzących, zwłaszcza szefa tamtejszego MSZ. Rozumie pan co tu się dzieje?
Prof. Antoni Dudek: – Najprostszym wyjaśnieniem jest zbliżająca się do końca kampania wyborcza w Izraelu i partia Netanjahu najwyraźniej chce się pokazać jako ugrupowanie niezwykle pryncypialne. Trzeba bowiem pamiętać, że zeszłoroczne porozumienie między Polską a Izraelem, które kończyło spór o nieszczęsną nowelizację ustawy o IPN, było z obu stron daleko idącym kompromisem. Obu stronom zależało, żeby jak najszybciej tę sprawę zamknąć, ale jak widać, tylko na pół roku.
– Rzeczywiście, wydawało się, że udało się ten bałagan sprzątnąć.
– Relacje polsko-żydowskie mają wiele ciemnych kart i nie da się jedną deklaracją, zwłaszcza rządową, zamknąć tych sporów. Proces pojednania to proces, który nigdy się nie kończy, musi być cały czas kontynuowany i trzeba o niego dbać jak o bardzo delikatną roślinę. Mam wrażenie, że i strona polska, i izraelska zupełnie o tym zapomniały i uznały, że skoro deklaracja została przyjęta, to problem się rozwiązał. Jak widać, tak się nie da.
– Okazuje się, że może być równie źle.
– Owszem, i co więcej to, że szczyt V4 miał się odbyć w Jerozolimie, dodatkowo nie ułatwia sprawy wyciszania tego sporu. Gdyby nie on, pewnie nie byłoby kolejnych fatalnych wypowiedzi po stronie izraelskiej. Zwłaszcza tej ze strony szefa izraelskiego MSZ, który raczył stwierdził, że Polacy wyssali antysemityzm z mlekiem matki. Będzie ona miała niezwykle dalekosiężne konsekwencje i stawia polski rząd w bardzo trudnej sytuacji.
– Skoro to izraelscy politycy eskalują sprawę, czemu nasz rząd jest w trudnej sytuacji?
– Z tego względu, że nasz rząd starał się być jak najbardziej proamerykański i stąd ogromne inwestycje w dobre relacje z Izraelem – najbliższym sojusznikiem USA. W tej sytuacji proizraelska polityka stała niemożliwa. Gdyby bowiem w zaistniałej sytuacji nie doszło do przeprosin ze strony izraelskiej, a nasi politycy spotykaliby się ze swoimi izraelskimi odpowiednikami jak gdyby nigdy nic, byłby to cios wyborczy dla PiS. W całej sprawie ogromną rolę grają więc nie tylko historia oraz autentyczne czy też zmyślone urazy, ale także bieżąca polityka.
– Czy w ogóle przed wyborami w Izraelu jest sens próbować rozwiązać ten konflikt z Jerozolimą? Widać, że emocje są tam zbyt wysokie, by rzeczowo dyskutować.
– Bez wątpienia piłka jest teraz po stronie izraelskiej i przede wszystkim musimy oczekiwać przeprosin ze strony szefa MSZ. Takiej wypowiedzi jak jego nie możemy tolerować. Jestem przekonany, że dopóki takie przeprosiny nie nastąpią, nasz ambasador w Izraelu powinien zostać odwołany, a relacje dyplomatyczne zamrożone. Są pewne granice, których niepodległa Polska nie powinna pozwolić przekraczać. Nie możemy być tu zakładnikami relacji z USA, o które niektórzy się boją. Więcej, uważam, że trzeba odwrócić sytuację – tak jak amerykańska dyplomacja nakłoniła Polskę do wycofania się z ustawy o IPN, tak teraz pora, by nasi amerykańscy przyjaciele wyjaśnili Izraelczykom, na czym polega skandaliczność tych wypowiedzi i nakłonili ich do przeprosin.
Rozmawiał Tomasz Walczak