Czołowy doradca Biedronia z początku skutecznie dowodził w nim, że Wiosna jest nowym niezależnym bytem w polskiej polityce. Niestety na koniec pojawiły się do pytania o zdolność koalicyjną. I wtedy to się stało. Gdula potwierdził kolejny raz istnienie czegoś, co można nazwać niewidzialną pępowiną łączącą go (pytanie, czy tylko jego) z całym liberalnym obozem. I wyrecytował jak w transie, że z PiS to „nie, nie i nigdy w życiu”. Za to z Platformą wprawdzie „sporo nas różni”, ale przecież „mamy wiele pól wspólnych”.
Wyobraźcie sobie teraz, że wreszcie zdecydowaliście się odejść z pracy, w której było wam źle. Albo ze złego toksycznego związku, który od lat nie pozwalał wam godnie żyć. Zapłaciliście już cały koszt psychiczny i ekonomiczny związany z rozwodem. Nawet ogłosiliście całemu światu, że jesteście gotowi zacząć coś zupełnie nowego. Ale nagle patrzycie wstecz i pojawiają się strach oraz wątpliwości. Spanikowani wysyłacie sygnał, że może jednak „utrzymamy współpracę i w zasadzie to zostanie po staremu”. Zastanówcie się, czy wasz eks zacznie was z tego powodu nagle szanować... Nie sądzę. Myślę raczej, że pomyśli: „Aha – i tak przyjdą do mnie na kolanach”. Założę się, że tak właśnie czytają deklaracje Gduli Schetyna i jego otoczenie.
Pozostają jeszcze wyborcy. Największą siłą Wiosny jest dziś to, że chce i ma szansę dotrzeć do tych, którym PiS dał głos: do wykluczonych z pozornego sukcesu III RP. Ci ludzie na kilometr wyczuwają fałsz opowiastki o „Kaczorze dyktatorze”, którą bombardują ich liberałowie oraz ich medialni akolici. Wiedzą, że kryje się za tym od lat to samo: przestraszyć ludzi i stworzyć wrażenie, że na tym tle to już nawet Platforma jest jakoś tam akceptowalna. Jeśli Gdula to kupuje, to może faktycznie nie chce lub nie umie wyemancypować się ze złudzeń lewicy co do liberałów. Źle by się jednak stało, gdyby ta niewidzialna pępowina powstrzymała całą Wiosnę przed wypłynięciem na prawdziwą polityczną niezależność i dorosłość.