Funkcjonariusz poszedł na L4 zaraz po tym, jak wybuchła afera z jego udziałem. Przypomnijmy, że na początku stycznia Zbigniew Raczak, komendant miejski policji we Wrocławiu został znaleziony przez patrol Służby Ochrony Kolei, gdy pijany leżał pod sklepem. Miał rozbitą głowę i był bez butów. Niewykluczone zatem, że Raczak się przeziębił i dlatego nie pojawił się już w pracy. Powszechnie przecież wiadomo, że sporo ciepła ucieka przez stopy... - Nie możemy powiedzieć, co dolega Zbigniewowi Raczakowi. Tak samo nie możemy zdradzić, na ile dni ma zwolnienie - mówi nam Paweł Petrykowski, rzecznik prasowy dolnośląskiej policji.
Petrykowski zaznacza jednak, że Raczak mimo L4 i tak nie uniknie odpowiedzialności. - Trwa postępowanie administracyjne, które ma się zakończyć zwolnieniem z pracy byłego komendanta. Nie ma znaczenia, czy jest na chorobowym, czy nie - słyszymy od Petrykowskiego. Do czasu wydalenia ze służby Zbigniew Raczak może liczyć na spore dochody. Jako komendant miejski policji zarabiał ponad 7 tys. zł na rękę. Na chorobowym przysługuje mu 80 proc. tej sumy, czyli prawie 6 tys. zł.
Tymczasem wciąż trwa kontrola, która ma wyjaśnić, co się stało, że komendant Raczak w takim stanie został znaleziony przed sklepem. Policyjni kontrolerzy mają odpowiedzieć na pytania, gdzie był, co robił i z kim. - Postępowanie jeszcze nie zostało zakończone - mówi Petrykowski.
Zobacz także: Policjanci przepili awanse?