Zbigniew Raczak w nocy ze środy na czwartek został znaleziony z rozbitą głową, gdy leżał bez butów pod sklepem spożywczym we Wrocławiu. Był pijany. Następnego dnia został odwołany ze stanowiska, a zaraz po tym wyrzucony ze służby.
We Wrocławiu całe zajście badają policjanci wysłani z Komendy Głównej Policji. Mają sprawdzić m.in., czy to prawda, że Raczak pił alkohol ze swoimi najbliższymi współpracownikami. Nieoficjalnie mówi się, że uczestnikami suto zakrapianej imprezy mieli być Tomasz Trawiński (komendant wojewódzki policji), a także Piotr Leciejewski, jego zastępca. Znają się od lat, wszyscy wywodzą się z Wielkopolski. Razem mieli świętować awanse. Komendant wojewódzki miał trafić do Warszawy do KGP, jego miejsce miał zająć Leciejewski, a stanowisko wiceszefa dolnośląskiej policji objąć Raczak. - Nie było żadnej imprezy - mówi stanowczo Paweł Petrykowski, rzecznik prasowy KWP.
Dlaczego zatem komendant policji, czyli bardzo ważny funkcjonariusz, znalazł się nagle na ulicy, pijany i bez butów? Nie był lubiany przez swoich podwładnych. - Doświadczonych gliniarzy traktował jak śmieci, publicznie ich poniżał - słyszymy od jednego z policjantów. Policyjni kontrolerzy sprawdzają, czy Raczak nie padł ofiarą zemsty swoich podwładnych. Nie można wykluczyć, że został wysadzony przez policjantów, którzy mieli go odwieźć do domu. - Badana będzie każda możliwość. W tym taka, że został pobity - dodaje nam Paweł Petrykowski.
Były komendant odpoczywa w domu pod Ostrowem Wielkopolskim. Nie chciał z nami rozmawiać.
ZOBACZ TAKŻE: Wrocław. Policjanci trafią przed sąd za pobicie staruszki