W piramidach finansowych Szymon Pilecki utopił aż 300 tysięcy złotych. Najpierw w Warszawskiej Grupie Inwestycyjnej (68 tys. zł), potem w firmie Finroyal (155 tys. zł i 12 tys. euro), w końcu resztkę dorobku życia w Amber Gold. Teraz przeklina los. Fikcyjne sztabki złota kosztowały go 110 tysięcy. - Po tym wszystkim pozostała mi kartonowa sztabka z cukierkami w środku - rozkłada bezradnie ręce. - Jak inwestowałem, to nie wiedziałem, że to są przestępcy. Na reklamówkach występowały osoby z pierwszych stron gazet. Miałem pewność, że w państwie prawa mnie nie oszukają - rozpacza. Dodatkowo w umowie zawartej z Amber Gold widniał zapis, że wpłacone przez klientów pieniądze są ubezpieczone na 250 tys. zł. Państwo Pileccy wpłacili oszczędności w dwóch ratach. Za każdym razem byli zapewniani, że interes przyniesie zyski i jest bezpieczny.
90-letni mężczyzna jest rozgoryczony, że sprawy sądowe ciągną się latami. - Płacimy za wygody oszusta w więzieniu. Żeby mógł się w więzieniu ogolić i pooglądać telewizję, a ludzie stracili majątki - mówi. Marcin P. (32 l.) stanie dziś przed sądem. Szymon Pilecki nie ma wątpliwości, jaka kara powinna spotkać biznesmena. - Przede wszystkim powinien zwrócić wszystkie skradzione pieniądze. A potem pan P. niech weźmie w ręce łopatę i odpracuje swoje winy fizycznie - denerwuje się.
Zobacz także: Duda ,,jadł z koryta" KOD-owca?