W rozmowie z dziennikarką Petru tłumaczył: - Nie chciałbym do tego za bardzo wracać, ale prowadząc działalność gospodarczą, spotkałem się z nieprzyjemnościami ze strony różnego rodzaju urzędów skarbowych, CBA itd., włącznie z firmami, z którymi współpracowałem. Choć podkreślił, że nie czuł się w żadnym momencie zagrożony tymi działaniami, to skonstatował, że "biznes lubi ciszę". Następnie dodał: - W sytuacji, w której utrudniano życie firmom czy też mnie, doszliśmy do wniosku, że trzeba działalność przerwać i musiałem w związku z tym przejść na posła zawodowego, czyli takiego, który otrzymuje wynagrodzenie.
Były lider Nowoczesnej wspominał i wyjaśniał: - Od początku wejścia do Parlamentu wynagrodzenia nie otrzymywałem. Bo wynagrodzenie składa się z dwóch części: jest wynagrodzenie i dieta parlamentarna, która jest znacznie mniejsza. W tym momencie od dwóch miesięcy, lipiec, sierpień, otrzymuję wynagrodzenie poselskie jako poseł zawodowy. Dopytywany, czy w związku z tym jego sytuacja życiowa i zarobki uległy pogorszeniu, z lekkim smutkiem i bez zastanowienia odpowiedział: - Niestety. No relatywnie tak.
Petru zdecydowanie nie jest entuzjastą tego, że stał się posłem zawodowym. Jak wyraźnie zaznaczył: - Zawsze byłem dumny z tego, że nie jestem na garnuszku podatników i mogłem pokazywać, że właściwy poseł to jest taki, który ma jakieś życie zawodowe i jednocześnie jest posłem, a nie wyłącznie funkcjonuje na garnuszku państwa. Tworzyłem też partię polityczną, która podkreślała, że byliśmy ugrupowaniem dla tych, którzy sobie radzą, którzy nie są na państwowym, którzy próbują brać życie we własne ręce, raz lepiej, raz gorzej, mają problemy, ale z nich wychodzą i walczą. Na koniec dodał, że w związku z tą zmianą nie jest u niego może "gorzej, ale trudniej".