Miałem napisać o prezydencie. A raczej nie o prezydencie, a o tym, czego zabrakło mi w proponowanych przez niego pytaniach referendalnych. Bo przyznam, że nie bardzo rozumiem, po kiego grzyba w konstytucji ma znajdować się program społeczny 500 Plus, a w referendum nawet nie ma bąknięcia o ochronie życia? Dlaczego, skoro toczy się w Polsce tak ostry spór o sądy, nie ma pytań o kształt władzy sądowniczej, ochronę obywateli przed wymiarem niesprawiedliwości i trójpodział władzy? Tych wątpliwości jest więcej. A jednak pisanie na ten temat wyperswadował mi z głowy Ryszard Petru.
Nie, uczeń Leszka Balcerowicza i twórca partii Nowoczesna nie zwrócił się do mnie osobiście, aż taki zaszczyt spotkać mnie nie mógł. Jednak jego głosowanie w Sejmie w sprawie upamiętnienia Anny Walentynowicz i jego tłumaczenie tego zachowania na Twitterze zmusiły mnie do reakcji. Gwoli przypomnienia Anna Walentynowicz, legendarna suwnicowa ze Stoczni Gdańskiej była tą osobą, od której rozpoczął się strajk w stoczni w 1980 roku. TEN strajk w stoczni, od którego rozpoczęła się historia NSZZ Solidarność, zakończona upadkiem komuny i zburzeniem berlińskiego muru. Po roku 1989 w przeciwieństwie do części solidarnościowych elit legendarna suwnicowa nie opływała w luksusy, nie była na salonach, nie sprawowała urzędów. Zginęła 10 kwietnia 2010 roku w katastrofie w Smoleńsku, razem z prezydentem Lechem Kaczyńskim i innymi przedstawicielami polskiej delegacji. Zasługi Walentynowicz dla Solidarności, dla tego wielomilionowego ruchu są niepodważalne. A jednak podważyła je wczoraj trójka posłów z ruchu Liberalno-Społeczni – Ryszard Petru, Joanna Scheuring-Wielgus, Joanna Schmidt. Ruch polityczny, który dwa dni wcześniej „zabłysnął” wwożeniem demonstrantów w bagażniku na teren Sejmu, w głosowaniu opowiedział się przeciwko upamiętnieniu Anny Walentynowicz. Powody wyjaśnił Ryszard Petru na Twitterze. „Głosowaliśmy przeciw ustanowieniu roku 2019 Rokiem Anny Walentynowicz. Przy wszystkich jej zasługach nie można zapomnieć, że przez lata niezgodnie z prawdą „opluwała” Lecha Wałęsę sugerując, że był agentem”. Zostawiając kwestie oceny samego Wałęsy – przecież ustanowienie roku Anny Walentynowicz miało być upamiętnieniem jej bezsprzecznych zasług, nie wynikało z oceny jej stosunku do kogokolwiek. Jak widać niektórzy margines polityczny, na którym się znaleźli, zamieniają na margines społeczny. Szkoda, że w polskim Sejmie.