"Super Express": - Ile funkcji pan sprawuje?
Cezary Grabarczyk: - Jestem posłem, wicemarszałkiem Sejmu.
- A w Platformie?
- No właśnie... Wiceprzewodniczącym partii i wiceprzewodniczącym w regionie.
- I co się teraz zmieni w pana życiu?
- Będę robił wszystko, żeby wspierać przewodniczącego Platformy...
- Czyli już panią Kopacz...
- Trochę później. Statut przewiduje, że pierwszy zastępca przewodniczącego przejmuje ster po rezygnacji.
- Kiedy Tusk złoży rezygnację?
- Premier zapowiedział, że od grudnia radzimy sobie sami. Czyli prawdopodobnie ostatniego dnia listopada.
- Czy w związku z tymi zmianami ma pan chrapkę na jakieś stanowisko?
- Nie, absolutnie...
- Żadnej? Domniemany szef domniemanej spółdzielni, która podobno nie istnieje?
- Spółdzielnia nie istnieje. Istnieje grupa szefów regionów, która zawsze wspiera lidera. I to jest bardzo dobra zasada. Ktoś kiedyś nazwał to spółdzielnią, a mnie prezesem tej spółdzielni. Nigdy się nim nie czułem, tam byli różni liderzy: Irek Raś, Andrzej Biernat, dziś Włodzimierz Karpiński. Dzięki temu jest stabilna większość, dzięki której lider może działać skutecznie, czując to wsparcie.
- Pamiętam, że SLD pokazał kiedyś na konferencji domniemaną strukturę tej spółdzielni. I wymienił 35 osób, które ściąga pan z Łodzi, żeby pana wzmacniać w różnych strukturach. Sprowadza pan ludzi z Łodzi do Warszawy, co może nie jest takie złe...
- No nie jest...
- Czyli sprowadza pan? Na tę konferencję niespecjalnie pan odpowiedział...
- Byłem wtedy w Brukseli i musiałem przedstawiać założenia polskiej prezydencji w dziedzinie transportu i telekomunikacji. Tam mnie łapali dziennikarze, ale te informacje się nie przebiły. Powiedziałem, żeby wskazać, który z moich współpracowników jest osobą pozbawioną kompetencji, i wtedy będziemy rozmawiali. Ale takich nie było! Naprawdę ściągnąłem fachowców, cieszę się, że wielu było też z Łodzi. Miałem jednak współpracowników z całej Polski.
- Co się dzieje za kulisami w Platformie Obywatelskiej? Są starcia frakcji Ewy Kopacz i Grzegorza Schetyny?
- Zawsze zmiana lidera wywołuje pewne...
- Tarcia.
- Większe emocje, jeszcze nie tarcia. I jeżeli zastanawiamy się, kto powinien dalej sterować Platformą i być szefem rządu...
- Nie zastanawiajmy się, niech pan powie, co się dzieje za kulisami. Chodzi Grzegorz Schetyna i lobbuje?
- Najpierw zaczęliśmy odczytywać statut. I tam jest wyraźnie napisane, że pierwszy zastępca szefa PO zostaje następcą po jego rezygnacji. Ta sprawa nie budzi większych emocji. Pytanie, czy ten nowy szef Platformy powinien być szefem rządu? Tu pojawiały się różnice zdań, ale w ciągu ostatnich kilkunastu lat w Polsce ukształtował się taki zwyczaj konstytucyjny, że lider partii mającej większość mandatów w Sejmie zostaje szefem rządu. I chcemy, żeby tak było. Prezydent nam zwrócił uwagę, że to on będzie desygnował kandydata.
- Tak jakby chciał powiedzieć, że chce Schetynę?
- Nie. Udzielił nam wszystkim takiej lekcji wychowania obywatelskiego, przypominając, że to konstytucja jest nadrzędnym prawem w Polsce.
- Gdyby miał pan ważyć dorobek Ewy Kopacz i dorobek Grzegorza Schetyny oraz stwierdzić, kto ma więcej cech lidera, większą charyzmę i silniejszą osobowość, na kogo by pan wskazał?
- Trzeba także wskazać potencjał i umiejętność współpracy w dużym zespole. I wskazałbym niewątpliwie Ewę Kopacz.
- Ponieważ?
- Od trzech lat współpracuję z nią bardzo blisko i obserwuję, jak działa. Wprowadziła w parlamencie zupełnie nowe reguły. Kiedyś opozycyjne kluby musiały wbijać się z informacjami w sprawach bieżących. To instytucja pozwalająca opozycji narzucić temat debaty. Opozycja może o tym decydować...
- Czasem jest to ciekawe...
- Bardzo ciekawe, ale najczęściej większość koalicyjna w głosowaniu odrzuca to w głosowaniu. I marszałek uznała, że trzeba opozycję dopuścić. I cyklicznie, co kilka tygodni każdy klub proponuje temat informacji w sprawach bieżących.
- Media zarzucają Ewie Kopacz, że minęła się z prawdą w sprawie Smoleńska. To słynne "przekopaliśmy półtora metra ziemi"...
- Tu będę jej bronił. Uważam, że ataki związane z jej działaniami po katastrofie są wyjątkowo niesprawiedliwe. Powiedziałbym nawet, że haniebne. Niewiele osób godziło się wówczas na misje w Moskwie czy Smoleńsku. Wysłałem tam szefa misji badającej wypadki lotnicze. Pani Kopacz podjęła decyzję, że będzie jechała tam i pracowała na miejscu. Rozmawiałem z nią po jej powrocie... Nie chcę nawet przywoływać jej komentarzy...
- Była zdruzgotana, rozmawiałem z nią wtedy.
- Wykonała wielką robotę. Opowiadała, jak zbierała... Przecież my znaliśmy wszystkich, którzy zginęli w tej katastrofie.
- Wracając do cech charakteru Ewy Kopacz, mówiła kiedyś, że "wściekają się na ogół kobiety". Widział pan, jak Ewa Kopacz się wścieka?
- Kiedyś widziałem.
- I jak to wygląda?
- To chyba już w mediach opisywano. Podczas jednego ze starć na posiedzeniu rządu, kiedy chciała przekonać szefa rządu do swoich racji. Wyszła i chyba trzasnęła drzwiami.
- Powiedziała coś takiego, co kobiety czasami potrafią?
- Nie musiała. Potem wróciła i spokojnie usiadła. I chyba osiągnęła efekt. Chciałbym też zwrócić uwagę na pracowitość Ewy Kopacz. Zawsze jest świetnie przygotowana do prezydiów i konwentu seniorów. Jest także stanowcza.
- Prawo i Sprawiedliwość mówi, że ona się nie liczy i nie będzie się liczyła. I że będzie kimś w rodzaju marionetki...
- Moim zdaniem bardzo pozytywnie zaskoczy nie tylko ich, lecz także całą opinię publiczną. Zaskoczy stanowczością. Już przy ustalaniu składu nowego rządu.
- Wychwala pan Ewę Kopacz. To znaczy, że Grzegorz Schetyna ma jednak jakieś wady, których jeszcze w 2011 roku nie miał. Mówił pan o nim wówczas: "Schetyna mógłby być premierem, jest zawodnikiem wagi ciężkiej". Co się zmieniło? Schudł?
Zobacz też: Opinie w Super Expressie. Leszek Miller : Taki format
- Niewątpliwie tak wtedy było. Dziś wolę o nim mówić jako o patriocie Platformy Obywatelskiej. Sam używa tego określenia... Jego pozycja w PO uległa zmianie. Nie ma już tych wpływów, przegrał starcie na Dolnym Śląsku. Sam Donald Tusk mówił jednak o nim, że to jest taka "strategiczna rezerwa" PO. I niewątpliwie będzie wywierał wpływ na scenę polityczną. Często czujemy to na własnej skórze.
- Czytał pan "Super Express" i wypowiedź senatora Platformy Jana Rulewskiego, że Ewa Kopacz nie nadaje się na premiera, a Grzegorz Schetyna jak najbardziej. Tak mówi wasz człowiek.
- Rzeczywiście nasz senator, ale ostatnio jakby w opozycji do nas. Szanuję odrębność sądów, każdy ma do nich prawo... Ta wypowiedź jednak nas zaskoczyła. Trzeba się zdecydować! Jeżeli ktoś jest w Platformie i uważa, że robi coś złego, to trzeba ją zmieniać. Nie słyszałem takich propozycji ze strony pana senatora. Bardzo go jednak szanuję za czasy, w których odgrywał ważną rolę, kiedy o odwagę było trudno.
- Nie każdy pamięta, że był pan szefem Unii Polityki Realnej w Łodzi. Ja pamiętam. - Byłem. W 1990 roku...
- Co pana tak zafascynowało w Januszu Korwin-Mikkem?
- Środowisko NZS, do którego należałem, chciało zmieniać świat, rzeczywistość, uczelnię. I trochę nam się udawało. Doprowadziliśmy do rejestracji NZS, wywalczyliśmy autonomię uczelni. I to środowisko w czasie przełomu w 1989 roku...
- Zachłysnęło się kapitalizmem?
Zachłysnęło się wolnością. I Korwin-Mikke był najbardziej wyrazistym politykiem, który te idee głosił.
- To jest tak, że Korwin fascynuje młodych ludzi? Dziś też mówi się o jego gimbazie... Korwina trzeba przejść jak choroby wieku młodzieńczego?
- Trochę tak było. Ja i moi przyjaciele szybko skorygowaliśmy jednak swoje postawy. W 1990 roku uważaliśmy, że Unia Polityki Realnej powinna poprzeć jako kandydata na prezydenta Lecha Wałęsę. Okazało się, że mieliśmy rację.
Zobacz też: Opinie w Super Expressie. Merkel sprzedała nas Putinowi
- Koalicja Platformy Obywatelskiej z UPR jest możliwa?
- My byliśmy w koalicji z Korwin-Mikkem. Mało kto pamięta, że w 2001 roku na listach raczkującej wtedy Platformy byli kandydaci UPR i dobrze nam się współpracowało.
- Czyli jest nadzieja dla Korwina?
- Nie, nie. Nie można pewnych rzeczy robić, gdy wchodzi się do polityki. Polityka nie polega na tym, żeby zajmować opinię publiczną sobą, ale rozwiązywać problemy kraju i społeczeństwa, któremu służymy.
- I nadzieja dla Korwina właśnie zgasła.
- Korwin interesuje opinię publiczną tylko sobą. Nawet jak śpi w europarlamencie, to robi to po to, żeby znalazło się to na czołówkach informacji. Żałuję, że tak się kończy jego praca w polityce. Choć on zapewne jeszcze nieraz nas zaskoczy.
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail