"Super Express": - Jest pan ministrem rolnictwa po przejściach. Był pan na tym stanowisku, potem po słynnych taśmach Serafina musiał pan odejść. Następnie okazało się, że taśmy wcale panu nie szkodzą i znów może pan rządzić resortem rolnictwa. I to nawet mimo końca rządu Tuska...
Marek Sawicki: - To jak w dobrym gospodarstwie. Jest pogoda - są zbiory. Zdarzają się burza i pioruny - spłonie stodoła. Tak samo jest na fotelu ministra.
- Jak pan wspomina spalenie stodoły, czyli taśmy Serafina?
- To był zły, kompletnie zmarnowany czas. Dwóch sfrustrowanych ludzi podjęło rozmowę o swoich problemach, do których przylepiono mnie. Po wszelkich kontrolach i wyjaśnieniach okazało się, że nie ma to żadnych podstaw prawnych, żeby cokolwiek mi zarzucić.
- Dziś mamy nowe rozdanie. Jak pan sobie z tym radzi, że będzie panem rządzić kobieta?
- Nam, mężczyznom, cały czas się wydaje, że to my rządzimy światem. Możemy żyć dalej tymi złudzeniami, ale jeśli jesteśmy głową, to ktoś tą szyją kręci.
- Żadnego problemu pan nie będzie miał z kobietą w roli szefa?
- Nie widzę w tym żadnego problemu. Struktura rządu jest zupełnie inna niż zakładu pracy.
- A w zakładzie pracy miałby pan kłopot?
- Niekoniecznie. Zależy, jaka byłaby ta szefowa. Natomiast w rządzie każdy minister odpowiada za swoją działkę. To my jako ministrowie jesteśmy szefami i koordynatorami. Premier układa sprawy całej polityki rządu. Najistotniejsze kwestie ustalamy i uzgadniamy w rozmowach koalicyjnych albo na posiedzeniach Rady Ministrów. Nawet jeśli premier byłby największym geniuszem, nie byłby w stanie czuwać na bieżąco nad każdym resortem.
- Jakie są pańskie pierwsze wrażenia z pracy z nową premier?
- Moim zdaniem bardzo szybko dojrzewa do funkcji, która została jej powierzona. Jest zupełnie inna niż to opisują media. Nie jest ani silna, ani apodyktyczna, ale jest już szefową.
- Nie jest silna? Ona chyba musi być silna.
- Ona jest szefową. I myślę, że to jest najlepsze określenie, bo bycie szefem to jest rzeczywiście bycie od czasu do czasu zdecydowanym, apodyktycznym, ale też trzeba być łagodnym, umiarkowanym. To jest także umiejętność wykorzystania różnych cech swoich współpracowników, swoich podwładnych. I myślę, że pani premier Kopacz już tego się naprawdę nauczyła.
- Jakim marszałkiem będzie Radosław Sikorski? To dla niego awans czy nie? Jak poradzi sobie z PiS, z którym ciągle się konfliktował, a teraz teoretycznie nie powinien.
- Jeśli z szefa MSZ przechodzi się na marszałka Sejmu, to z punktu widzenia hierarchii w państwie jest to zdecydowany awans - jest to bądź co bądź druga osoba w państwie. Szef MSZ jest dalszy w tej hierarchii.
- Ale ma większe wpływy.
- Wszystko zależy od tego, jak marszałek chce funkcjonować. Czy marszałek chce tylko administrować, czy również wykorzystywać swoją pozycję kreatora zdarzeń politycznych. Ja myślę, że Sikorskiemu kreacji nie zabraknie.
Zobacz też: Opinie Super Expressu. Janusz Steinhoff: Bal na Titanicu
- W jakim sensie nie zabraknie?
- W mojej ocenie będzie angażował się nie tylko w sprawy państwa, ale też w sprawy międzynarodowe. Jako szef parlamentu ma duże tu możliwości. Z kolei jeśli chodzi o jego pozycję w stosunku do PiS, to najlepiej wyraził to na posiedzeniu klubu parlamentarnego PSL: wobec opozycji, a szczególnie wobec PiS będzie bardzo słodki. Jestem bardzo ciekaw, jak będzie to realizował, bo wczoraj już troszkę tej słodyczy było widać. Mimo zaczepek Szczerskiego, Kamińskiego, Sikorski nie dał się sprowokować.
- Jakim ministrem spraw zagranicznych będzie Schetyna? On trochę zmartwychwstał, trochę jak pan.
- Schetyna jest w tej chwili pełen wigoru, nowego otwarcia.
- Jemu chyba wigoru nigdy nie brakowało.
- Niekoniecznie, czasami widać, że chodził troszkę taki przygaszony. Natomiast po wyjściu z tej słynnej pieczary widać wyraźnie, że ma chęć. Jeśli tak, to też wierzę, że to może być dobra zmiana.
- Podobno rozdaje pan jabłka i pani poseł Pawłowicz żaliła się, że rozdaje pan jabłka z krostami.
- Pani Pawłowicz zarzuciła mi na dożynkach mojej diecezji, że w Polsce nie ma już dobrych jabłek. Nie ma kronselek, antonówek. Powiedziałem jej, że w sadzie mojego dziadka zakładanym jeszcze w latach 20. poprzedniego stulecia były i są, ja je zostawiłem, kilkanaście jabłoni właśnie antonówkę, kronselkę, malinową oberlandzką, kosztele. Zostawiłem te odmiany po to, żeby moje dzieci także znały smak dawnych dobrych jabłek i zapowiedziałem pani poseł, że przywiozę jej te jabłka. Kronselka ma to do siebie, że oprócz pięknego ubarwienia ma jeszcze plamki na skórze.
- Czyli pani Pawłowicz nie najlepiej zna się na jabłkach?
- Nie musi się znać, natomiast zdziwiłem się jej agresją. Bo obiecałem, złożyłem bądź co bądź zobowiązanie przed ołtarzem, zawiozłem i dostarczyłem jabłka. Najpierw była odraza i odrzucenie, a potem jednak refleksja i przeproszenie. To też nie najgorzej o niej świadczy.
Zobacz też: Opinie Super Expressu. Wiktor Świetlik: Platforma nie dla idiotów
- Przeprosiła pana?
- Tak.Przeprosiła mnie za to zachowanie. Tego kamery nie zarejestrowały, ale to było i tego samego dnia, i następnego dnia na posiedzeniu w sali plenarnej podeszła i powiedziała, że rzeczywiście zachowała się niestosownie.
- Rozmawiamy o jabłkach w związku z embargiem, które mamy w sprawie Polska - Rosja. Czy to embargo bardzo nam zaszkodzi?
- To embargo już nam zaszkodziło, bo ono trwa od 1 sierpnia. Zresztą już przed wejściem embarga rynek zaczął nerwowo reagować na różne zapowiedzi i sygnały, stąd ja uspokajałem rynek, nie dolewałem oliwy do ognia.
- Najpierw mówił pan, że embarga najprawdopodobniej w ogóle nie będzie.
- Dlatego, że nie było przesłanek od strony jakościowej, od strony handlowej. Natomiast były przesłanki polityczne i ci, którzy najbardziej parli na konflikt Rosji z Ukrainą, z UE, później mi zarzucali, że ja w tej sprawie uspokajałem. Natomiast w mojej ocenie za 3-4 miesiące nie będzie śladu na rynku europejskim po embargu.
- Czyli Putin nam całkowicie nie zaszkodził?
- Putin zaszkodzi przede wszystkim Rosjanom i Rosji. Natomiast widać, że nasze firmy powoli przenoszą swoje decyzje eksportowe w inne rejony świata. Świat jest dzisiaj w miarę otwarty, więc być może z mniejszym zyskiem, ale z pewnością swoje dobre produkty sprzedamy.
- Załóżmy, że PiS wygra za rok wybory. Utworzycie z nim koalicję?
- Pan zakłada coś, co jest nierealne.
- Sondaże pokazują, że jest to realne.
- Partia, która jest skażona wirusem destrukcji, nie może wygrać wyborów, nawet jeśli będą im te słupki rosły, i tak znajdą się w PiS tacy, którzy tę piramidę rozwalą. O to jestem spokojny, PiS do władzy nie dojdzie. Rozmawiał
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail