"Super Express": - Rząd Davida Camerona chce wprowadzić ograniczenia dla imigrantów z biednych krajów Unii Europejskiej, w tym także z Polski. Londyn załatwi nam status obywateli unijnych drugiej kategorii?
Dr hab. Piotr Wawrzyk: - Nie będzie to zależeć ani od Polaków, ani od Brytyjczyków, ale wyłącznie od Komisji Europejskiej. To ta unijna instytucja będzie musiała wyrazić zgodę na tego typu działania ze względu na naruszenie jednego z fundamentów UE, czyli prawa do swobodnego przepływu osób. Pomysły brytyjskiego rządu są niedozwolonym ograniczeniem tej zasady. Dodatkowo, aby wprowadzić je w życie, trzeba by dokonać zmiany unijnych traktatów.
- Trzeba by faktycznie przeforsować wielką rewolucję legislacyjną.
- Właśnie, i wydaje mi się, że byłoby to niewykonalne.
- Tyle że Brytyjczycy uważają, iż mają niepodważalny argument w postaci groźby wyjścia z Unii. Czy ten szantaż nie zadziała ugodowo na innych przywódców?
- Owszem, mogą postawić Unię przed takim dylematem, ale jeśli Komisja Europejska przygotuje taki akt prawny, który w praktyce da Brytyjczykom to, czego chcą, a jednocześnie wybrzmi to dużo łagodniej, na co mogą zgodzić się inne kraje Unii, to jest jeszcze unijny sąd, który może to wszystko zakwestionować. Jest on bowiem uczulony na ograniczanie swobody przepływu osób. Co prawda takie postępowanie może potrwać 2-3 lata, ale dzięki temu przeminie referendum w Wielkiej Brytanii, które ma zdecydować o dalszej przyszłości tego kraju we Wspólnocie.
- Nie boi się pan, że skończy się jak w latach 80., kiedy Margaret Thatcher przeforsowała obniżenie brytyjskiej składki, mimo że było to niezgodne z traktatami europejskimi?
- Cóż, jest też bliższa nam historia, a mianowicie ograniczenie strefy Schengen. Do niedawna wydawało się, że nie będzie żadnej reformy w tej materii, a okazało się, że pod wpływem Niemców, Francuzów czy Włochów wprowadzono rozwiązania dające prawo do przywrócenia kontroli na granicach. W każdym razie wszystko zależy, jak sprawę ograniczenia imigracji ujmie Komisja Europejska. Zresztą nie tylko pod wpływem Brytyjczyków, ale także Niemców. Londyn może być na szpicy zmian zasad przepływu osób, ale chcieliby tego także politycy w Berlinie.
Zobacz też: Opinie Super Expressu. Wiktor Świetlik: Charlie Kopacz
- Czyli koalicja unijnych bogaczy takich biedaków, jak Polska, Bułgaria czy Rumunia, może odciąć od swoich rynków pracy?
- Chciałbym zwrócić uwagę, że Polska w unijnych rankingach zamożności przesuwa się w dół. Uważamy się za kraj z poprawiającą się sytuacją, ale jeśli spojrzymy na parametry, na które patrzą choćby Brytyjczycy, to zwiększająca się sfera ubóstwa w Polsce sprawia, że zaczynamy być coraz bardziej postrzegani jako dostarczyciel imigrantów, korzystających z opieki socjalnej w bogatych krajach.
- No właśnie, nie byłoby problemu z pomysłami Brytyjczyków, gdyby nasza gospodarka funkcjonowała tak, żeby dobre wskaźniki gospodarcze przełożyły się na dobrobyt Polaków.
- No tak, wiele się mówi, że nasza gospodarka sobie dobrze radzi, ale nie przekłada się to na zmniejszanie skali ubóstwa ani na sytuację młodych ludzi. To te dwie sprawy są głównym motorem naszej emigracji zarobkowej. Gdyby udało się to rozwiązać, nie mielibyśmy dziś problemu. Przecież zapowiadano, że ludzie będą wracać. Obiecał to Donald Tusk, ale pod jego rządami ta fala emigracji wcale się nie zatrzymała. Ba! Do Wielkiej Brytanii jest dziś większa niż siedem lat temu. Dlatego też Brytyjczycy ten problem zaczynają dostrzegać.
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail