Rozmowa z Siergiejem Markowem, rosyjskim politologiem i doradcą Putina : Oddamy wrak, ale przyznajcie, że to była katastrofa nie zamach
"Super Express": - Wczoraj w Moskwie gościł wiceszef polskiej dyplomacji. Oficjalnie Moskwa ustami jego odpowiednika wyrażała chęć konstruktywnego dialogu z nowym polskim rządem i gotowość do dyskusji na każdy temat. Czyżby Rosja miała nadzieję na poprawę relacji z Polską?
Siergiej Markow: - Oczywiście, nie mamy szczególnych nadziei związanych z nowym polskim rządem. Zbyt silny jest wpływ Jarosława Kaczyńskiego na jego politykę, by je mieć. Co prawda wasz nowy rząd nie za bardzo, że tak powiem, kocha Brukselę i Berlin, ale nie oznacza to, że pała miłością do Moskwy. Po tym spotkaniu przekonamy się, na ile rząd PiS gotowy jest do konstruktywnego dialogu. A może wcale nie jest do niego gotowy.
- Co w Rosji rozumiecie przez konstruktywny dialog?
- Przede wszystkim oczekujemy zrozumienia realnych problemów, które istnieją w relacjach między Polską a Rosją. Jesteśmy ciekawi, czy rząd PiS chce obniżyć stopień wrogości we wzajemnych stosunkach. Bo to przecież Polska jest za wzrost napięć odpowiedzialna. Z tego względu Polska powinna być inicjatorem ich rozładowania.
- Tu już pojawia się pierwsza przeszkoda do dialogu. W Polsce rozumiemy aż za dobrze, że to nie my, ale Rosja odpowiada za złe relacje z naszym krajem. To w Moskwie leży klucz do ich poprawy. Zawsze było bowiem tak, że nasze stosunki poprawiały się lub pogarszały w zależności od aktualnych celów Kremla.
- To nietrafiona diagnoza i dowód na to, że Polska nie jest gotowa do dialogu. Zrozumienie tego jest warunkiem konstruktywnych relacji między naszymi krajami. Chcielibyśmy też wiedzieć, czy Polska chce rozwijać relacje gospodarcze z Rosją.
- Znów pojawia się tu wola Kremla. Nieraz, w zależności od aktualnej polityki Moskwy, pozwalaliście nam wchodzić na wasz rynek lub nie. To na Polskę nałożyliście największe kontrsankcje za wprowadzenie sankcji przez UE.
- Sankcje to rzeczywistość. Chodzi nam o rozwój relacji gospodarczych poza obszarem sankcji. To nas interesuje i ciekawi jesteśmy stanowiska Polski. Kolejnym punktem dialogu może - i powinno - być to, żeby powstrzymać wychowywanie ukraińskich dzieci w duchu banderowskiej ideologii. Dziś Stepan Bandera jest bohaterem podręczników historycznych na Ukrainie i na jego przykładzie uczą, jak dobrze jest zabić tysiące Polaków. Myślę, że powstrzymanie tego szaleństwa leży w naszym wspólnym interesie.
- To, czego uczą w podręcznikach historii na Ukrainie, to wewnętrzna sprawa tego kraju.
- Wcale nie. Przecież to zbrodniarz, który ma na rękach krew i Polaków, i Rosjan. Wspólnie powinniśmy z jego kultem walczyć. Jeśli chodzi o Ukrainę, to chcielibyśmy, by Polska konstruktywnie włączyła się w powstrzymanie wojny domowej w tym kraju i namówienie ukraińskich władz do wypełnienia porozumień mińskich.
- Doskonale pan wie, że Polska nie uznaje tego konfliktu za wojnę domową. Do tego porozumienia mińskie torpeduje głównie Rosja. Tak na to patrzymy.
- Z tego względu nie bardzo wierzymy, że Polska odegra tu pozytywną rolę. Jak wiadomo, Polska miała ogromny negatywny wpływ na Ukrainę, wspierając nielegalny przewrót polityczny i doprowadzając do przejęcia w Kijowie władzy przez tamtejszą juntę.
- Trudno tu będzie znaleźć wspólny język, bo nie uznajemy tej nomenklatury.
- Zobaczymy. Różnie może być. Wierzymy w Rosji, że rozum może w końcu wygrać wśród władz polskich. Poprzedni polski rząd był uzależniony od Brukseli. Obecna ekipa nie jest i to tworzy pole do dialogu.
- Niektórzy komentatorzy zwracają uwagę, że Rosja z zadowoleniem przyjmuje sceptyczny stosunek PiS do Unii Europejskiej i będzie chciała to wykorzystać, by rozbijać Unię od środka. A to wielkie marzenie Kremla. Co pan na to?
- To nieprawda. Nikt w Rosji nie ma zamiaru rozbijać Unii Europejskiej. Rozumiemy, że nie da się tego zrobić. Rosja chce poprawiać relację z Unią. Ale by to osiągnąć, musimy namówić naszych europejskich partnerów do tego, by przestali prowadzić przeciwko Rosji swoją wojnę hybrydową.
- Dobrze, wróćmy do relacji Polski i Rosji. Polski rząd daje do zrozumienia, że możliwy jest zwrot przez Moskwę wraku prezydenckiego tupolewa. Myśli pan, że ta ważna dla obecnego rządu sprawa doczeka się w końcu finału?
- Tego nie wiem. Wiem jedno - Rosja dołożyła wszelkich starań i wykazała maksimum dobrej woli w kwestii tej katastrofy. Polska naszą dobrą wolę wykorzystała do rozpętania antyrosyjskiej histerii i wmówienia Polakom jakiejś szalonej wersji tych wydarzeń, w której Rosja miałaby zestrzelić samolot z polskim prezydentem.
- Nie słyszałem, żeby PiS po dojściu do władzy odwoływał się do takiej retoryki.
- Nie wierzymy w słowa. Wierzymy wyłącznie w działanie.
- Co pan powie na pojawiające się stwierdzenia, że Rosja w zamian za oddanie wraku będzie oczekiwać od Polski pewnych ustępstw w ważnych dla Rosji sprawach?
- Rosja poszła już w tej kwestii na wszelkie możliwe ustępstwa. I tyle. Żadnych więcej ustępstw nie będzie.
- Wiemy w Polsce, że traktujecie sprawę wraku politycznie.
- Mamy wrażenie, że politycznie tę sprawę traktuje Polska. Boimy się, że jeśli przekażemy wam wrak, będziecie wykorzystywać go jeszcze bardziej. Póki wrak jest w Rosji, Polska nie może wykorzystać go do fałszowania wyników śledztwa w sprawie tej katastrofy. Jeśli go przekażemy, nawiercą w nim dziur i będą dowodzić, że to dziury po rosyjskiej rakiecie.
- Naprawdę?
- Oczywiście. Na naszych oczach Holendrzy przejęli zestrzelony nad Ukrainą malezyjski samolot pasażerski, by sfałszować śledztwo i zrzucić za jego zestrzelenie winę na Rosję. Dlatego nie możemy dopuścić, by Polacy zrobili to samo z prezydenckim samolotem.
- Jaki jest warunek jego zwrotu?
- Podpiszmy umowę. My zwracamy samolot, a polski rząd ogłasza, że nie ma żadnych wątpliwości, że była to katastrofa. A do tego zagwarantuje, że nie zniszczy żadnego pomnika bohaterów, którzy wyzwalali Polskę od nazistowskiej okupacji.