Paweł Śpiewak: Od ruchu społecznego do partii wodzowskiej

2011-01-25 14:00

10 lat istnienia Platformy Obywatelskiej ocenia Paweł Śpiewak: PO nie jest partią inwazyjną psychologicznie, co ludziom odpowiada, bo nie zagraża ich poczuciu bezpieczeństwa. Dodałbym jeszcze jeden element, czyli wypalenie się alternatyw politycznych. SLD nie ma pomysłu na siebie. Z kolei PiS okopał się w swoim żelaznym elektoracie i nie wygląda na to, żeby chciał poza niego wyjść.

"Super Express": - PO ma dziesięć lat. Jak na ruch polityczny w naszym kraju to imponująca żywotność. Zaskakuje również to, że nadal cieszy się ogromnym poparciem społecznym. Gdzie szukałby pan źródła sukcesu partii Donalda Tuska?

Prof. Paweł Śpiewak: - Można to tłumaczyć bardzo wieloma rzeczami. Z całą pewnością PO odpowiada społecznym nastrojom. Jeśli weźmiemy pod uwagę badania socjologiczne, zobaczymy, że Polacy generalnie popierają transformację polityczną i gospodarczą po 1989 roku, prezentują umiarkowany antykomunizm, są bardzo indywidualistyczni i zorientowani ekonomicznie. Obraz partii umiarkowanej, pragmatycznej i prorynkowej odpowiada naszym potrzebom. Platforma jest ugrupowaniem klasy średniej i społeczeństwa względnie z siebie zadowolonego.

Przeczytaj koniecznie: Władysław Frasyniuk: Twarz Platformy to twarz Nikodema Dyzmy

- Mówi się, że PO nie ma z kim przegrać...

- Obecnie mamy do czynienia z wypaleniem się projektów radykalnych zmian, które proponował PiS, LPR i inne formacje. PO nie jest partią inwazyjną psychologicznie, co ludziom odpowiada, bo nie zagraża ich poczuciu bezpieczeństwa. Dodałbym jeszcze jeden element, czyli wypalenie się alternatyw politycznych. SLD nie ma pomysłu na siebie. Z kolei PiS okopał się w swoim żelaznym elektoracie i nie wygląda na to, żeby chciał poza niego wyjść. Inne formacje, jak PJN czy Ruch Poparcia Palikota, nie mają siły przebicia.

- Dlatego Platformie udało się wyjść bez szwanku z różnych kryzysów, jak choćby afera hazardowa?

- Oczywiście. Ponadto w związku z tym, że nigdy nie była partią ideologiczną, mogli się w niej znaleźć ludzie o bardzo różnych poglądach. W ogóle w Polsce idee nie są traktowane zbyt poważnie. PO nie może z ich powodu przegrać, ale może wciągnąć takie postacie, jak kojarzona z lewicą Danuta Huebner czy prawicowcy - tacy jak Krzaklewski, Buzek lub Gowin.

- PO utrzymuje się przy władzy już prawie cztery lata. Jak pan ocenia jej rządy?

- Formacja Tuska uległa tyranii doraźności. Nie widzę żadnej wizji programowej tej partii na najbliż-sze pięć lat i to jest poważny problem. Wiele dziedzin wymaga głębokich zmian i obawiam się, że się ich nie doczekamy.

Patrz też: Konrad Piasecki: Nikt nie rzuci rękawicy premierowi

- Od dawna mówi się, że za zaniedbania premier już dawno powinien zdymisjonować Cezarego Grabarczyka, Ewę Kopacz czy Bogdana Klicha. Premier się ich pozbędzie?

- Na pewno nie przed wyborami. Zresztą nie wiem, czy także po wyborach dojdzie do jakichś poważ-nych zmian w rządzie. Ewa Kopacz jest jedną z najbardziej zaufanych osób premiera i Donald Tusk raczej nie zdecyduje się jej pozbyć.

- PO zaczynała jako szeroki ruch społeczny. Dziś uważana jest za partię wodzowską. Rzeczywiście przeszła taką ewolucję?

- Ewidentnie. W tym momencie jest w zasadzie partią jednej osoby - Donalda Tuska. To ugrupowanie oligarchiczne, zbudowane wokół lidera. Zaczynała od hasła ograniczenia wpływu polityki na życie, zlikwidowania klasy próżniaczej, czyli politycznej, wprowadzenia bezpośrednich wyborów na stanowiska prezydentów miast. Jednak gra polityczna wymaga obecnie innych reguł, które zmuszają do wyklarowania silnego lidera. Trudno też, żeby PO nie była liderska, skoro wszystkie partie dookoła są wodzowskie.

 


 

 

- Mało kto już chyba pamięta, że na początku Platformą kierowało "trzech tenorów" - Olechowski, Płażyński i Tusk. Jak to się stało, że to Tusk sięgnął po władzę?

- PO na początku swojego istnienia była formacją dosyć niemrawą. Miała niskie notowania i dość słaby wynik w pierwszych wyborach, w których wzięła udział, co dowiodło, że potrzebne jest bardziej zdecydowane przywództwo. Nie zapewniał tego Maciej Płażyński. Olechowski z kolei był zawsze bardziej na zewnątrz partii. Nigdy nie chciał się z nikim identyfikować.

Przeczytaj koniecznie: Rafał A. Ziemkiewicz: Blokowanie tyłkami stołków dla PiS

- Donald Tusk uważany był za postać drugoplanową, która nie ma tyle charyzmy, żeby stać się liderem z prawdziwego zdarzenia. Skąd w nim ta zmiana?

- Po pierwsze, nabrał on niewiarygodnego doświadczenia. Pamiętajmy, że to jedna z najdłużej funkcjonujących osób na polskiej scenie politycznej. Jeżeli ktoś wytrwał dwadzieścia lat w polityce, to w naturalny sposób staje się liderem. Donald Tusk wyciągnął także wiele wniosków z własnych błędów. Dzięki tym elementom jest niezwykle sprawnym politykiem.

- Przez długi czas Platformę uważano za monolit. Coraz częściej jednak słychać o walkach frakcyjnych. To zużycie materiału?

- W takiej partii tarcia muszą być. To jest wielki interes, a i samo rządzenie sprawia różnego rodzaju kłopoty. Trwa walka o władzę i jest to normalne. Donald Tusk nie może jednocześnie utrzymać pozycji w partii i w rządzie. Nie ma on swojego bliźniaka, który by upilnował część jego interesów. Na pewno Grzegorz Schetyna chce pokazać, że trzeba się z nim liczyć. Gra też na osłabienie premiera, choć z pewnością nie dąży do rozbicia PO.

- Myśli pan, że doprowadzi to do jakichś rozłamów w partii?

- Do rozłamów na pewno nie. Członkowie PO wiedzą jedno - wygrywa całość. Jeśli podzieli się tę partię, będzie to jak samobójstwo. Przykłady innych ruchów rozłamowych w SLD czy PiS pokazują, że każda secesja w Polsce jest politycznym samobójstwem.

Prof. Paweł Śpiewak

Socjolog i historyk idei