Do tego Bogdan Borusewicz, marszałek Senatu i Aleksander Smolar, prezes Fundacji Batorego. Też z UD/UW. I jeszcze Zbigniew Bujak i Władysław Frasyniuk. Również UD/UW. Wiesław Chrzanowski, były prezes ZChN, był tylko kwiatkiem do kożucha.
Prezydencki minister Nowak wyjaśniał, że kluczem była przynależność do Solidarności, tej pierwszej - jak słusznie zaznaczył - prawdziwej. Gdzie zatem Zofia i Zbigniew Romaszewscy? Gdzie Andrzej Gwiazda i Krzysztof Wyszkowski? Gdzie Jan Rulewski, Kornel Morawiecki? Nieobecnych można mnożyć, bo kluczem wcale nie była Solidarność, tylko Okrągły Stół i dzisiejsza "propaństwowość".
Przeczytaj koniecznie: Tadeusz PŁUŻAŃSKI: Gorzej niż na Białorusi
Publiczna telewizja nawet nie pokazała spotkania polskich ojców z amerykańskim prezydentem. Media musiał wyręczyć Frasyniuk i jego relacja, że Napieralski to burak. Że żebrał u Obamy o ratunek dla polskich stypendystów, a potem robił zdjęcia komórką. Człowieka o innym kolorze skóry nie widział? Dawny polski Zapatero (dziś już wstyd się na niego powoływać) dostał zaproszenie do Pałacu nie jako ojciec - rzecz jasna - ale dziecko demokracji.
A może powodem braku kamer był brak Lecha Wałęsy i Leszka Balcerowicza? Ale oni przecież sami wykluczyli się z tego znamienitego grona. Sami uznali, że ojcami demokracji nie są? Może zawczasu trzeba było wciągnąć na rezerwową listę np. Andrzeja Gołotę. Nie taki znany i zwycięski, ale jednak w USA rozpoznawalny. Obama nie musiałby posiłkować się kartką z opisem - "who is who?" (tłumaczenie dla naszej władzy - "kto jest kim?"). A zamiast tatara z pstrąga, kremu z dyni i pieczonej piersi z perliczki można było podać pomidorową i schabowego. Prezydent USA nie spędzałby tyle czasu w ustronnym miejscu i rozmowy byłyby jeszcze bardziej "konstruktywne".
W Pałacu przy Krakowskim nie było też tego najważniejszego ojca - Michnika. Nie przyszedł, bo nie zaprosili Jaruzelskiego? Bo tylko z "człowiekiem honoru" warto rozmawiać? No jeszcze z Kiszczakiem... Właśnie, a czemu zabrakło komunistycznych "demokratów"? Gdzie Kwaśniewski, Urban, Sobotka, Sekuła? No nie, Sobotkę skazano przecież w aferze starachowickiej, a Sekuła poległ w walce uwłaszczonej nomenklatury i pospolitych przestępców o lepszy byt świata pracy.
Zaraz, zaraz, a przedstawiciele Kościoła, aktywni podczas rozmów w Magdalence i Pałacu Namiestnikowskim (dziś Prezydencki)? Oni też nie zasłużyli na dinner z prezydentami? Biorąc pod uwagę preferencje głowy państwa, największe szanse miałby abp Życiński, a godnego zamiennika najwyraźniej zabrakło. Przy takiej kombatanckiej formule może warto było zaprosić ojców demokracji z krajów Europy Środkowo-Wschodniej. Takiego np. Havla. Bo dzisiejszych przywódców naszego "strategicznego" regionu Obama też średnio kojarzy.
Patrz też: Tadeusz Płużański: Kiszczak MARZYŁ O ŚMIERCI Papieża
Zadbano także, aby prezydenta USA nie mógł zobaczyć zwykły Polak (a zwykły Irlandczyk czy Francuz mógł - mimo tego samego zagrożenia terrorystami; nawet włodarze PRL-u pozwalali przywódcy wrogiego bloku występować przed gawiedzią). Ale jaki prezydent, taka wizyta. Bo taki scenariusz wymyślili nie Amerykanie, ale Pałac, czyli znowu dawne UW/UD, czyli ojcowie demokracji. Urządzili prezydentowi USA spotkanie z sobą, bo co im tam jakiś Nowak, o przepraszam - Kowalski. I znowu - tak jak 22 lata temu - elity władzy i wyselekcjonowanej Solidarności rozmawiały, podejmowały decyzje, a Polacy nie wiedzieli, co tak naprawdę ustalono - w ich imieniu, a tak naprawdę za nich. Dawna UD/UW zafundowała nam nowy Okrągły Stół. Historia lubi się powtarzać i to w rocznicę pierwszych prawie wolnych, czyli koncesjonowanych wyborów.
A "who is who?" Obamy to prawdziwa miara znaczenia Polski dla amerykańskiego mocarstwa. I trudno nie zgodzić się z niemieckim "Spieglem", że zamiast o stosunkach bilateralnych rozmawiano o demokracji w... Libii i Tunezji. Na tym nasi ojcowie, nawet bez Wałęsy, znają się najlepiej.
I wiadomość z ostatniej chwili. Aby uczcić 4 czerwca, prezydent odznaczył zasłużonych dla polskiej transformacji - głównie z UD/UW. Grono ojców demokracji się powiększyło.