W miejscu samobójczej próby S. odczytywano pozostawiony przez mężczyznę list jako manifest polityczny. Wszystkich jednak przebił Jan Hartman, który pisał o tym, że czekał na taki gest i za niego dziękuje. Teraz kiedy Piotr S. w wyniku odniesionych obrażeń zmarł, liberalna opozycja prześciga się w upamiętnieniu go i pokazuje jako przykład prawdziwego bohaterstwa.
Ze smutkiem należy przyznać, że liberałowie coraz częściej zachowują się jak polityczna sekta, której brakowało męczenników. Kiedy Piotr S. dokonał próby samobójczej, liberalni radykałowie natychmiast zapisali go w poczet ofiar reżimu "Kaczafiego" i oddają mu teraz honory niczym ikonie rewolucji. Jakby nie przyszło im do głowy, że za tę śmierć mogą być też odpowiedzialni również oni, którzy dawno już stracili kontakt z rzeczywistością i Kaczyńskiego już dawno uznali za Hitlera naszych czasów. Owszem, populizm PiS, jak każdy inny, może przerodzić się w autorytaryzm, ale znajmy proporcje - polska demokracja stała się dysfunkcyjna, ale do rządów monopartii jeszcze nam brakuje. Jednak rozkręcając podobną histerię, muszą wiedzieć, że zawsze znajdzie się ktoś, kto w to uwierzy i postanowi na ołtarzu walki z Kaczyńskim złożyć swoje życie.
Ale i reakcja prawicy jest skrajnie obłudna. Dziś starają się łagodzić nastroje, ale kiedy ludzie podpalali się pod KPRM, w której urzędował Tusk, sami popadali w podobne narracje. Sami krzyczeli, że nie ma demokracji i reżim PO doprowadza ludzi do ostateczności. Po zamordowaniu działacza PiS przez niepoczytalnego człowieka krzyczeli ustami min. Waszczykowskiego: "Nie zabijajcie nas". Te żenujące żerowanie na ludzkich tragediach to niestety POPiS w pigułce - histeria zastępuje sensowny spór polityczny. I zbiera ponure żniwo.
Zobacz: DYMISJA Szydło i ZMIANY w rządzie? Już wszystko jasne
Sprawdź: Zofia Romaszewska - Kaczyński na premiera to bardzo dobry pomysł
Czytaj: W listopadzie nowy premier?