W niektórych mediach nawet teksty o Państwie Islamskim i zagrożeniu rosnącą pozycją Putina ilustrowane są zdjęciami... Antoniego Macierewicza. Tekstów w tym tonie bywa w tym samym numerze już tyle, że np. "Gazeta Wyborcza" poczuła się wręcz zobowiązana do wytłumaczenia czytelnikom, że jeszcze jej do końca nie odbiło, że potrafi napisać np. o sporcie lub zwierzątkach bez wspominania o Kaczyńskim. Tekst pt. "Krytyka PiS nie jest żadną histerią" zaczyna się od zdania "Ten komentarz dedykuję wszystkim kwękającym: znowu coś o PiS-ie, ale jesteście nudziarze". Po czym autor odlatuje w jak najbardziej histeryczne tony, kończąc, że "PiS udławi się nadmiarem władzy".
Przyznam, że nie rozumiem rozmiarów tej paniki związanej z demokratycznym werdyktem obywateli. Przyznam zarazem, że nawet PiS nigdy w swoich dziejach nie zrobił w tak krótkim czasie tylu błędów wizerunkowych, jak podczas ostatnich 10 dni. Jakby wręcz zależało im na medialnym przykryciu exposé nowej premier.
Jest taka stara anegdota o Antonim Słonimskim, którą w różnych wersjach i przy różnych okazjach przytaczał cały wianuszek naszych pisarzy i felietonistów, poczynając od Tuwima, przez Szpotańskiego, Kisiela, po Pilcha i Ziemkiewicza.
Anegdota opowiada, jak w latach mocno sowieckich podczas Zjazdu Literatów Polskich w Warszawie goszczono reprezentację Związku Literatów ZSRR. Komunistyczna Polska, o wszystkim decydują "radzieccy", nasi literaci, jak na literatów PRL przystało, w pozach i tonach usłużnych wobec dostojnych gości.
W pewnym momencie podczas obrad Aleksandr Fadiejew, szef Związku Pisarzy ZSRR zapytał polskich organizatorów:
- Przepraszam, gdzie tu się można wysikać?
Na co Antoni Słonimski, zataczając ręką po całej sali, odpowiedział:
- Pan, towarzyszu? Pan może wszędzie!
Jarosław Kaczyński ma dziś w polskiej polityce pozycję taką, że naprawdę może wszędzie. I wszystko.
I mam nadzieję, że choć wie, że może, to ma też świadomość, że niekoniecznie wszędzie musi.
Zobacz: Dr Rafał Chwedoruk po expose Beaty Szydło: Rozstanie z neoliberalizmem?