Nie chcę być złym prorokiem, ale żeby nie okazało się, że będziemy bezsilnie obserwować sytuację, w której podejrzanemu o tego typu zbrodnię wszystko uchodzi na sucho...
"List gończy Interpolu" to brzmi groźnie, ale tak naprawdę to tylko notka z prośbą o wskazanie miejsca pobytu. A niekiedy nawet i nie to! Można się o tym przekonać, jeżeli wejdziemy na stronę Interpolu i sprawdzimy listę "ściganych" Polaków. Otwiera ją Andrzej Gąsiorowski, pamiętny współwłaściciel firmy Art B, obywatel Polski i Izraela. List gończy kończy się znamiennym wezwaniem dyrektora generalnego Interpolu do tego, by "ktokolwiek posiada jakąkolwiek informację" dotyczącego Andrzeja Gąsiorowskiego skontaktował się z Interpolem.
PRZECZYTAJ KONIECZNIE: Super Express wytropił księdza, a prokurator czeka na dokumenty z Dominikany!
Zabawne, bo niemal wszystkie informacje o nim posiada cały tabun dziennikarzy, którzy z nim rozmawiali. Gąsiorowski wcale się nie ukrywa. Uważa, że jest niewinny i złożył chyba nawet skargę na Polskę do Strasburga. Udziela wywiadów. Udziela się dość szeroko. Informację o jego miejscu zamieszkania ma izraelski parlament, który przyznał w 2011 roku założycielowi Art B nagrodę za m.in.: (nie żartuję) "rozwijanie przyjaźni między naszymi narodami". Tę informację zdobyli nawet, pomimo swojego zaawansowanego wieku, działacze Związku Kombatantów Rzeczpospolitej Polskiej i Byłych Więźniów Politycznych (przyznali mu honorową odznakę). Mocniejszą od Interpolu siatkę informatorów ma nawet Światowa Federacja Żydów Marokańskich (wręczyła Gąsiorowskiemu honorowe członkostwo)!
Wygląda na to, że informację o Gąsiorowskim mają niemal wszyscy. Tylko Interpol jej nie ma. Z rocznym budżetem 70 milionów euro. Jaka szkoda.