Premier Leszek Miller w porannej rozmowie na antenie radia Zet był pytany o wystąpienie Donalda Trumpa przez Kongresem. Były premier przyznał, że obudził się w nocy specjalnie, aby obejrzeć całe przemówienie. Zaskakująco wyznał, że obudził go... anioł stróż:
W pewnej porze nocnej obudził mnie mój anioł stróż, szepcząc mi do ucha: Leszek, wstań i włącz telewizor. Zdałem sobie sprawę, że obudził mnie, żebym obejrzał całe wystąpienie prezydenta Trumpa o 3:00. Zżerała mnie ciekawość, z przyjemnością spełniłem prośbę mojego anioła - mówił Miller.
Były premier ocenił jednak, że nic spektakularnego w czasie owego wystąpienia nie padło. Przyznał, że szumne zapowiedzi, że będą "turbulencje" albo "ogromne sensacje" nie sprawdziły się: - To było wystąpienie dotyczące tylko spraw wewnętrznych Ameryki, praktycznie rzecz biorąc i zaprezentowanie różnych problemów i ministrów rządu Trumpa - podsumował wystąpienie Miller.
W wystąpieniu pana Trumpa w ogóle nie było polityk i zagranicznej i międzynarodowej. Trump w ogóle nie odniósł się do relacji z tradycyjnymi sojusznikami – członkowie NATO czy UE. Wojna z Ukrainą została ledwie dotknięta - ocenił gość radia Zet.

Były premier o Zełenskim
Miller zapytany o sprawę Ukrainy i jej prezydenta ocenił, że możliwe, iż Wołodymyr Zełenski zrozumiał, że:
Bez poprawnych relacji z Trumpem niczego nie osiągnie. Dał się przekonać do argumentacji Trumpa. List Zełenskiego jest daleko więcej, niż pojednawczy. Mówi wyraźnie, że jest spragniony trwałego pokoju i nikt bardziej nie pragnie pokoju, niż Ukraińcy. Powiedział, że on i jego zespół są gotowi pracować pod silnym przywództwem Trumpa - podkreślił.