"Super Express": - Ministerstwo Edukacji nie czuje się stroną w sporze z ZNP, ale faktycznie stroną jest. Nawet jeżeli wszyscy udają, że jest inaczej - to protest przeciwko reformie edukacji.
Marzena Machałek: - Z mocy prawa nie jesteśmy stroną tego sporu, ponieważ są nią dyrektorzy szkół. I to oni mogą prowadzić dyskusje ze związkami w sprawie ich postulatów. Jest to oczywiste.
- Sławomir Broniarz podkreśla, że protest jest powiązany z reformą i siłą rzeczy trzeba go traktować jako protest przeciwko zmianom.
- Być może pan Broniarz tak mówi, ale sądzę, że nie jest to proces przeciwko tej reformie wprost. Postulaty są pracownicze. I myślę, że nauczyciele mają prawo do niezadowolenia, ponieważ od 2012 r. nie mieli żadnej waloryzacji, żadnych podwyżek. Dlatego minister edukacji powołała zespół ds. statusu zawodowego, w skład którego wchodzą przedstawiciele związków zawodowych i samorządów, aby wypracować w nim nowe sposoby finansowania edukacji, nowe, korzystne dla nauczycieli sposoby wynagradzania. I dziwię się, że pan Broniarz organizuje strajk, wiedząc, że nauczyciele dostaną podwyżki.
- Sławomir Broniarz mówi, że ministerstwo zaczęło mówić o podwyżkach, kiedy usłyszało o strajku.
- To nieprawda i łatwo to sprawdzić. Podwyżki obiecywaliśmy już w programie PiS i później w pracach nad ustawą. Nie wszystko wydarzy się naraz. Szkoda, że pan Broniarz nie organizował takich protestów, gdy przez pięć lat nauczyciele nie otrzymywali podwyżek. Wręcz w różny sposób obniżano ich status zawodowy i ograniczano ich bezpieczeństwo. Ograniczano też kompetencje związków zawodowych. Przypomnę, że w czasie rządów PO-PSL zwolniono 45 tysięcy nauczycieli! W przypadku naszej reformy nie ma logicznego powodu, żeby miejsc pracy miało ubyć.
- Dlaczego?
- Przecież te dzieci nie znikną! To będzie ta sama liczba dzieci, a nawet przez pewien czas będzie nie dziewięć, ale dziesięć roczników subwencjonowanych! To dobry okres dla samorządów, by zaplanować politykę kadrową. Patrzę na dane, w jaki sposób przebiega ten pierwszy etap reformy, i jestem pod dużym wrażeniem samorządów. I chcę im podziękować. A także rodzicom i nauczycielom, bo odbyło się wiele merytorycznych debat nad tą reformą.
- Mówicie, że ministerstwo nie jest stroną w sporze o płace i miejsca pracy, ale skoro decydują o tym samorządy i dyrektorzy szkół, to nie możecie być jako MEN pewni i obiecywać, że zwolnień nie będzie.
- Rozumiem, skąd się biorą te obawy. Mamy niż demograficzny, ale właśnie gdyby nie ta reforma, gdyby nie działania ministerstwa, to byłby powód do obaw.
- A tak nie ma?
- Nie! Mamy zmianę struktury, dzięki której w siódmych i ósmych klasach będą mniej liczne klasy. Ponadto pojawią się szkoły branżowe, dobrze przygotowujące do zawodu, znacząco poprawi się jakość liceów. Chcemy też ograniczyć dwuzmianowość.
- Jak?
- W miejsce gimnazjów pojawi się więcej podstawówek i to pozwoli na minimalizację problemu. Będzie więcej szkół! Naprawdę powtarzanie, że w wyniku reformy nauczyciele stracą pracę, to nieprawda.
- Mówiła pani, że nie można jeszcze powiedzieć, jaka będzie wysokość podwyżek, ale nauczyciele "będą z nich zadowoleni".
- W kwietniu będziemy znali harmonogram, teraz jeszcze o wysokości mówić nie możemy.
- Wie pani, że kiedy słyszy się od fachowca przy remoncie, że "będzie pan zadowolony", to powinien się odezwać dzwonek alarmowy.
- To zabawne porównanie, ale nauczyciele, którzy od 2012 r. nie mieli żadnych podwyżek, nie mają powodów do śmiechu. Wiem, że sam ZNP jest w tej sprawie podzielony. Większość nauczycieli widzi w tej reformie szanse. I ważne, żeby w takiej sytuacji dobrze informować, co się stanie.
- Nauczyciele słyszą od ministerstwa, że przybędzie 5 tysięcy miejsc pracy. Pan Broniarz i ZNP mówią, że może zniknąć 30 tysięcy miejsc pracy. To gigantyczna różnica. Z czego się bierze?
- My mamy to naprawdę dobrze policzone i nie mam pojęcia, skąd pan Broniarz ma takie dane. Tak jak wspomniałam, przecież te dzieci ze szkół nie znikną, to bardziej reorganizacja. Mam wrażenie, że chodzi tylko o nakręcanie emocji i wywołanie chaosu.
- Może ci nauczyciele matematyki, którzy poparli strajk i pana Broniarza, powinni stracić pracę? Skoro aż tak się pomylili w obliczeniach?
- Mamy świetnych nauczycieli matematyki i nie wierzę, by to oni z panem Broniarzem tych wyliczeń dokonali. Gdyby mieli dostęp do danych, ich obliczenia nie różniłyby się od naszych.
Zobacz także: Pawłowicz zarzuca szefowi Komisji Europejskiej ALKOHOLIZM!