- Poznałem ją jako osobę bardzo aktywną, ambitną, zupełnie samodzielną, bardzo dobrze zarabiającą i lubiącą swoją pracę. Po ślubie w 2009 roku sporo rzeczy zaczęło się zmieniać - mówił Marcinkiewicz w trakcie rozprawy w sądzie. W pozwie, który złożył, dużą część poświęcił swoim dzieciom. Podobno do konfliktów w małżeństwie dochodziło, gdy chciał się spotkać z synami. - Po ślubie, a zwłaszcza po powrocie do Warszawy pozwana zaczęła ingerować w spotkania z dziećmi. Kiedy wyjechał z synami na 4 dni do Budapesztu na wyścigi Formuły 1, pozwana bez uzgodnienia z nim również tam pojechała i oczekiwała, że będzie spędzał czas tylko z nią. Za każdym razem, gdy chciał pojechać do dzieci lub mówił o nich, robiła mu awantury - czytamy w pozwie. - Tłumaczyłem jej, że czas leczy rany i być może dzieci zmienią stosunek i kiedyś dojdzie do tego, że będziemy się spotykać - mówił Marcinkiewicz w sądzie. I przytaczał kolejne kłótnie o dzieci. - Wyjechała do Maroka z jedną ze swoich koleżanek, zaraz po tym jak ja spędziłem z nimi (dziećmi - red.) czas w Karpaczu - przypominał w sądzie. Co na te zarzuty Isabel? - Jestem zasmucona tym, co były mąż mówił o mnie i swoich dzieciach, gdyż zawsze zależało mi na poprawnych, dobrych relacjach z jego dziećmi. Z jednym z synów spędziłam sporo czasu na rozmowach, gdy był u nas w Londynie podczas wakacji. Dlatego tym bardziej zarzuty byłego męża są nieprawdziwe i absurdalne. Przykro mi było tego słuchać - skomentowała nam.
Przypomnijmy, że sąd ogłosił, iż obie strony są winne rozpadowi tego małżeństwa. Kazimierz Marcinkiewicz ma płacić alimenty byłej żonie.
Zobacz: Marcinkiewicz o Isabel w sądzie: Mówiła, że jestem zakłamanym politykiem, nieudacznikiem