Pan prezydent Andrzej Duda oraz prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński, mówiąc o "przebaczeniu", odnosili się do dwóch zupełnie innych kwestii.
Prezydent bezpośrednio nawiązywał do wydarzeń sprzed sześciu lat, gdy na Krakowskim Przedmieściu gromadziły się dziesiątki tysięcy ludzi, by oddać hołd śp. Lechowi i Marii Kaczyńskim, jak również pozostałym ofiarom katastrofy smoleńskiej. To były dni smutne, żałobne, lecz jednocześnie napawające otuchą, bo właśnie wtedy i właśnie wokół tego tragicznego wydarzenia udało się zbudować wspólnotę narodową z prawdziwego zdarzenia.
Niestety, wkrótce ta wspólnota gdzieś się zagubiła, przez niepotrzebne słowa, wzajemne oskarżenia, urazy. Aby tę wspólnotę odbudować, potrzebny jest proces pojednania, a zatem i wzajemnego przebaczenia. O ile prezydent Andrzej Duda mówił o wszystkich Polakach i o przebaczeniu za słowa i za złe emocje, tak prezes Jarosław Kaczyński miał na myśli odpowiedzialność za czyny, odpowiedzialność moralną i polityczną. Tutaj rozbieżności nie ma. Obaj politycy podkreślali 10 kwietnia br., że "przyszłość należy budować na prawdzie" i wyrażali nadzieję, iż uda się w końcu dojść do pełnej prawdy o katastrofie w Smoleńsku.
Zobacz także: Dariusz Rosati: Unia nie pójdzie na starcie z USA