Łukasz Warzecha

i

Autor: East News

Łukasz Warzecha: Polak, Węgier - dwa bratanki

2018-01-05 3:00

Polacy mają ogólną skłonność do postrzegania stosunków międzynarodowych w kategoriach wybitnie sentymentalnych. Chętnie wyobrażają sobie, że liczy się nie brutalna skuteczność, przebiegłość, spryt, ale po prostu racja. Sądzą, że pomiędzy państwami zawierane są przyjaźnie na wzór tych pomiędzy ludźmi.

"Lengyel, magyar - két jó barát, együtt harcol s issza borát" - "Polak, Węgier - dwa bratanki i do szabli, i do szklanki" - mówi przysłowie, brzmiące ładnie w obu językach. Wspólne węgiersko-polskie dzieje to stereotyp braterstwa, poparty faktami: Ludwik Węgierski z dynastii Andegawenów na polskim tronie (polskie historyczne godło można do dziś znaleźć choćby w węgierskim parlamencie), bliżej naszych czasów - Józef Bem, dowodzący węgierskimi powstańcami w 1848 r., czy premier Pál Teleki, który odmówił hitlerowskim Niemcom przemarszu przez terytorium Węgier dla przeprowadzenia ataku na Polskę. Były też mniej chętnie pamiętane momenty sporne - choćby czas rządów Macieja Korwina (XV w.), władcy prowadzącego intensywne antypolskie działania.

Polacy mają ogólną skłonność do postrzegania stosunków międzynarodowych w kategoriach wybitnie sentymentalnych. Chętnie wyobrażają sobie, że liczy się nie brutalna skuteczność, przebiegłość, spryt, ale po prostu racja. Sądzą, że pomiędzy państwami zawierane są przyjaźnie na wzór tych pomiędzy ludźmi. Dzieje relacji polsko-węgierskich sprawiają, że szczególnie chętnie myśli się tak właśnie o stosunkach między Warszawą a Budapesztem.

Gdy dzisiaj mamy przed sobą problemy związane z uruchomieniem art. 7 traktatu lizbońskiego, niektórzy są skłonni zbywać sprawę machnięciem ręki, mówiąc, że przecież "Węgrzy nam pomogą". A skoro Mateusz Morawiecki dopiero co odwiedził Budapeszt, to pomogą na pewno.

Otóż nie. Ta romantyczna wizja międzynarodowych przyjaźni i lojalności nijak się ma do rzeczywistości. Viktor Orbán to polityk na wskroś pragmatyczny. Jeśli dziś możemy założyć, że broniłby Polski przed skutkami art. 7., to nie z uwielbienia dla Polaków, ale tylko dlatego, że realizuje własny interes - w tym wypadku blokuje wykorzystanie tej samej broni w przyszłości przeciwko swojemu krajowi.

Od polskich polityków nie chcę zatem słyszeć o wielkich przyjaźniach między narodami i dozgonnych lojalnościach. Chcę usłyszeć, jak Polska zamierza zgromadzić mniejszość blokującą procedurę, opisaną w punkcie 1 art. 7. Potrzebujemy sześciu państw.

Zobacz: Leszek Miller: Orbán powie "nie" ewentualnym sankcjom wobec Polski, dlatego że sam jest zagrożony