A może jednak nie całkiem fałszywe? Można sobie wyobrazić, że po tym, jak minister Czerwińska usłyszała obietnice Jarosława Kaczyńskiego, najpierw na dłużej straciła przytomność. Gdy zaś została już ocucona i postawiona na nogi przez współpracowników, czym prędzej udała się do premiera, któremu wygarnęła, że krachu budżetu to ona firmować nie będzie i żeby sobie znalazł innego frajera na to miejsce. Formalnie nie była to dymisja, bo przecież nic nie zostało napisane i podpisane, więc pani Kopcińska zaprzeczając aż tak bardzo z prawdą się nie mija, a portal swoich wiadomości też nie zmyślił.
Najistotniejsze jednak w tej historii jest to, że Teresa Czerwińska ewidentnie nie jest na-stawiona entuzjastycznie wobec rozdawniczych pomysłów własnego rządu. A właściwie nawet nie rządu, ale prezesa partii rządzącej. I jest to najdelikatniej powiedziane. Ta sytuacja powinna zapalić czerwony alarm. Perspektywy utrzymania rozdętych do absurdu wydatków, służących głównie podtrzymaniu poparcia dla PiS, muszą być bardzo słabe, skoro szefowa MF najwyraźniej nie chce w tej sprawie w ogóle zabierać głosu.
Chyba że informacja na portalu wPolityce to początek gry, która ma przygotować opinię publiczną na likwidację rozdawniczych inicjatyw wkrótce po wyborach. No bo przecież – jak dopiero co usłyszeli nauczyciele – budżet nie jest z gumy.