Działo się to przy okazji wręczania pani Dulkiewicz nominacji na komisarza zarządzającego Gdańskiem do czasu wyboru nowego prezydenta. Ta jedna scena nie ilustruje przecież jakiegoś idealistycznie pojmowanego politycznego pojednania – pani Dulkiewicz i pan Drelich pozostają przedstawicielami przeciwnych obozów politycznych. Pokazuje co innego: że polityka może być prowadzona w elegancki, niekrwiożerczy sposób. Mniej więcej to samo pokazywał przypominany wielokrotnie w ciągu ostatnich kilkunastu dni krótki film z przypadkowego spotkania na ulicy Kacpra Płażyńskiego i Pawła Adamowicza podczas kampanii przed drugą turą wyborów samorządowych.
Lokalni politycy nieczęsto mają wpływ na politykę krajową (może z wyjątkiem prezydenta stolicy). Postawiłbym jednak tezę, że pani Dulkiewicz taki wpływ teraz będzie mieć. Nie dlatego, że jej pozycja tak wiele znaczy w PO, ale że może pokazać, że polityka pozostając twardą walką, może jednak być walką odbywającą się przy zachowaniu zasad. Przed wyborami na prezydenta Gdańska – choć dziwnymi, bo prawdopodobnie bez kontrkandydatów – obecna komisarz jest w stanie w tej sprawie wiele zrobić.
Jej dotychczasowe poczynania – od momentu, gdy nagle w wyniku tragedii znalazła się w centrum zdarzeń – dają nadzieję. Ani razu nie powiedziała niczego, co niepotrzebnie wzmagałoby emocje, choć nie ukrywała swojego krytycznego stosunku do obecnej władzy. Ale też byłoby hipokryzją, gdyby to robiła – jest przecież z przeciwnego obozu. Zawsze była rzeczowa. Nie zajmowała się szukaniem winnych za zbrodnie wśród polityków PiS. Mówiła o bardzo dobrej współpracy z kancelarią premiera.
Jeśli wygra, czy Gdańsk stanie się jakąś oazą politycznego szczęścia i spokoju, a wszystkie domniemane grzechy z czasów rządów Pawła Adamowicza pójdą w niepamięć? Oczywiście że nie. I nie o to chodzi. Rzecz w tym, czy oponent jest po prostu oponentem, czy może śmiertelnym wrogiem, którego trzeba zniszczyć, unicestwić i wdeptać w ziemię. Tylko tyle i aż tyle. Mam nadzieję, że Aleksandra Dulkiewicz opowie się za tym pierwszym wariantem.