Dlatego trzeba jak najgłośniej krzyczeć o tworze wydalonym przez komisję kodyfikacyjną prawa pracy, która właśnie sfinalizowała swoje działania. Szczegółów projektu nie znamy, bo nie został ujawniony (pewnie ze strachu przed reakcją), ale w ostatnim czasie wyciekały kolejne jego elementy, sprawiające wrażenie, jakby ich autorami byli na spółkę Adrian Zandberg, Piotr Duda i Karol Marks. Być może nie ma w tym nic dziwnego, skoro w komisji nie zasiadał ani jeden przedsiębiorca praktyk, a jej przewodniczącym był Marcin Zieleniecki, wiceminister pracy, prawnik, który w przeszłości pracował dla Solidarności.
Drastyczne ograniczenie możliwości dorabiania do etatu na umowach cywilnoprawnych, zmuszenie wszystkich, którzy na takich umowach pracują, do zakładania działalności gospodarczej, zmuszenie prawie wszystkich do pracy na etatach, coś w rodzaju rad robotniczych w niemal każdej firmie (z dostępem do wszystkich danych przedsiębiorstwa i z ochroną przysługującą związkowcom) czy zakaz przekazywania pracownikom wynagrodzenia za nadgodziny, które ma być zamiast tego trzymane na specjalnym funduszu - to tylko niektóre z absolutnie kuriozalnych pomysłów.
Dalibóg nie wiem, jak większość członków komisji (mniejszość mieli w niej przedstawiciele pracodawców) mogła się pod tymi absurdami podpisać. Pewne jest, że gdyby tego typu rozwiązania miały wejść w życie, mamy gwarantowany kompletny chaos w gospodarce, w tym na rynku pracy, gigantyczne obawy pracodawców przed zatrudnieniem kogokolwiek oraz znaczny spadek dochodów brutto (ludzie zmuszeni do prowadzenia działalności gospodarczej będą musieli płacić odpowiedni ZUS).
Minister Rafalska twierdzi, że to tylko "propozycje". Uspokoić się będzie można jednak dopiero, gdy te majaczenia schizofreników wylądują oficjalnie w koszu.
Czytaj: Łukasz Warzecha: Czy Kaczyński widzi w lustrze Tuska?