"Super Express": - Łukaszu, właśnie zmieniasz pracę. Witamy!
Łukasz Warzecha: - Tak, będę pisał w "Super Expressie". Z dużą przyjemnością chciałbym też ogłosić, że moją główną redakcją będzie tygodnik braci Karnowskich "wSieci".
- Czekając na twoje teksty, spytam: powiedziałeś, że uważasz Jagnę Marczułajtis za idiotkę. Rozmawiałem z nią kilka razy i nie odniosłem takiego wrażenia.
- Musimy się zastanowić, czy to głupota, czy przemyślane działanie.
Przeczytaj: Niezwykły wywiad z Janem Nowickim w Super Expressie: Rosjanie uwielbiają obrożę
- O czym mówisz?
- O igrzyskach olimpijskich w Krakowie. Czasem jest bowiem tak, że parę pań i panów wymyśli sobie, jak tu trochę kasy zgarnąć, i wystawiają na front kogoś, kto nie rozumie, o co chodzi. Mówi za to: "Świetny pomysł!". Jak patrzę na Jagnę Marczułajtis, to niestety mam takie wrażenie.
- Ona powiedziała, że nie wzięła kalkulatora i nie policzyła, ile to będzie kosztowało. Na tej podstawie uznałeś, że to idiotka?
- Tak przyznała, natomiast po moim tekście, w którym o tym pisałem, na stronie komitetu organizacyjnego pojawiło się dementi, że wyliczenia, które przedstawiłem za "Dziennikiem Polskim", są nieprawidłowe. Mają już nowe, zdecydowanie mniejsze.
- Może to być taki mechanizm, jak w "Misiu", żeby nie przedstawiać tych wyliczeń. O to chodzi, żeby było drogo...
- No tak, ta scena, że ty rób sobie małe interesiki, a my tu wszystko zrobimy legalnie. Tak naprawdę chodzi o etap przygotowań.
- Który będzie kosztować kilkadziesiąt milionów złotych, które ktoś sobie weźmie.
- Nawet jeśli ktoś sobie nie weźmie, to samo życie członków komitetu przez te paręnaście miesięcy do 2015 roku, kiedy ma zapaść decyzja, kto zorganizuje igrzyska, będzie do pozazdroszczenia. To lepiej, niż mają europosłowie.
- A zrobiłbyś dla mnie katalog idiotów w naszym życiu publicznym?
- To ryzykowne procesowe, ale możemy to zrobić.
- To kto by był na topowych pozycjach polskich idiotów?
- Rywalizacja o czołowe miejsca jest tak duża, że musiałbym się zastanowić.
- Świetnie. Więc mam prośbę, żebyś za kilka dni przedstawił ten katalog na naszych łamach. A swoją drogą, ciekawa jest twoja ewolucja. Byłeś rzecznikiem UPR, potem byłeś w Stronnictwie Polityki Realnej, a dziś o Korwin-Mikkem nie mówisz najlepiej.
- SPR już było formacją rozłamową wobec UPR, ale dopiero z dużego dystansu widać, jaką rolę Korwin odgrywa. Nie mam podstaw, żeby twierdzić, że świadomie. Bo może to sympatyczne wariactwo, które gdzieś w nim siedzi.
- Jest sympatycznym wariatem?
- Potrafi być uroczy, co chyba przyciąga do niego ludzi.
- Wiesz, że każda krytyka Korwin-Mikkego kończy się awanturą w Internecie? Ma mnóstwo swoich zwolenników, którzy "hejtują".
- Po ostatnich tekstach na jego temat przywykłem do tego. Jeden "hejt" więcej nie robi mi różnicy. On jest po prostu oderwany od rzeczywistości.
- Jest jakimś agentem?
- Nie mam podstaw, żeby tak twierdzić.
- On chce monarchii. Myślisz, że chciałby zostać królem?
- A wyobrażasz to sobie?
- Korwin-Mikke publikuje u mnie w gazecie, z przyjemnością go czytam, bo ma wyrazisty język, ale niekoniecznie to idzie w parze z byciem dobrym politykiem.
- A tym bardziej dobrym królem.
- Nie widzisz go w roli króla?
- Niekoniecznie.
- Odczuwasz głęboką niechęć do Jurka Owsiaka?
- Nie traktuję tego personalnie.
- W ogóle?
- Mam wrażenie, że to raczej on odczuwa głęboką niechęć wobec każdego, kto nie jest nim wystarczająco zachwycony.
- Musisz jednak dostrzegać, że Owsiak zrobił wiele dobrego.
- Dostrzegać, że coś dobrego zrobił...
- "Coś"?
- No tak, bo "sporo" jest kontrowersyjne. Gdybyśmy zaczęli mierzyć koszty i zyski, to okazałoby się, że to właśnie coś dobrego, a nie sporo dobrego.
- A Owsiak nie pokazuje, że Polacy mogą być razem?
- Absolutnie nie. Swoją bowiem postawą dzieli już w momencie, kiedy się ta inicjatywa zaczyna, i to dzieli coraz mocniej, komentując i wchodząc w politykę. Poza tym nie tworzy żadnego społeczeństwa obywatelskiego. Robi akcję, która trwa jeden dzień, i koniec.
Czytaj: Opinie w Super Expressie. Piotr Semka: Arogancja władzy
- Można by go, twoim zdaniem, zreformować?
- Nie. To człowiek, który jest kompletnie zapatrzony w siebie. To jest jego sposób na życie. Nie da się tego zmienić.
- Co by się stało, gdyby któryś z twoich bliskich, odpukać, trafił do szpitala i trzeba by skorzystać ze sprzętu WOŚP?
- Nic by się nie stało. Skorzystalibyśmy z tego sprzętu.
- Musiałbyś być potem Owsiakowi wdzięczny.
- Nie musiałbym. Sprzęt jest w szpitalu, a więc w dyspozycji publicznej służby zdrowia i normalnie się z niego korzysta.
- Żadnego dyskomfortu byś nie poczuł?
- Najmniejszego.
- Jeszcze jedno zawirowanie w twoim życiu. Pisałeś książkę z Radkiem Sikorskim. Byłeś nawet jego fanem. A teraz go krytykujesz.
- Fan to za dużo, ale na pewno bardzo dobrze o nim myślałem.
- I co się zmieniło?
- To kwestia tego, że przestał przyjmować jakąkolwiek krytykę. Im bardziej mu się balonik nadymał po tym, jak został ministrem spraw zagranicznych, tym trudniej ją znosił. W ramach przyjacielskiej konsultacji dostałem do przeczytania tekst jego pierwszego exposé jako szefa MSZ...
- I nie zostawiłeś na nim suchej nitki?
- Nie. Było w porządku. Wskazałem tylko, że brakuje paru rzeczy - podkreślenia różnic między Warszawą a Moskwą i Berlinem. Ta krytyka zupełnie mu nie pasowała i potem było tylko gorzej. Potem nie rozumiał krytyki np. za wożenie dzieci służbowym samochodem do szkoły. Ponieważ w gazecie, która to opisywała, mnie znał najlepiej, musiałem wysłuchiwać litanii pretensji.
- Parę osób próbuje ci przypiąć łatkę prawicowego, a nawet pisowskiego publicysty. Co ty na to?
- Odsyłam wtedy do wujka Google'a, bo zrobili sobie kwerendę moich tekstów. Ja mogę się zdefiniować jako konserwatywny publicysta.
- Czekamy więc na twoje konserwatywne teksty w "Super Expressie". Dziękuję za rozmowę.
- Dziękuję.