Łukasz Warzecha

i

Autor: Andrzej Lange

Łukasz Warzecha: …a łapówki bierzemy we czwartki

2015-12-10 13:03

Wyobraźcie sobie państwo państwową instytucję, w której kierownik pozatrudniał kuzynów, ciotkę, wujka, dwie siostry i troje dzieci. Nie jest jednak samolubem, podwładnym też pozwolił uprawiać politykę prorodzinną. A że stanowisk nie można obsadzać ot, tak sobie, więc ogłosił kilka konkursów. Tak dla picu. Wygrał, kto miał wygrać.

Kierownik lubi też sobie co nieco wynieść z zakładu. W końcu firma państwowa, nie zbiednieje. Pracownicy również sobie wynoszą. Strażnicy wiedzą, że chociaż na piśmie tego nie dostali, mają się za bardzo nie czepiać. Nie trzeba chyba dodawać, że gdy ktoś z ministerstwa dzwoni nawet z najbardziej absurdalnym poleceniem, kierownik natychmiast je wypełnia. Po co mieć kontrole i problemy? A kiedy trzeba zrobić przetarg, to i w łapę można wziąć od słusznej firmy. Oczywiście pracownicy też biorą. Kierownik ludzkie potrzeby rozumie. I wszyscy są zadowoleni. Ale oto nadchodzi zmiana. W wyniku kadrowego trzęsienia ziemi dawny kierownik spada, a na jego miejsce przychodzi nowy, znany z groźnych deklaracji o zorganizowaniu wszystkiego na nowo w przejrzysty, jasny sposób.

Nowy szef spotyka się z drżącym z niepokoju zespołem i powiada: – Zapowiadałem, że wszystko ma być przejrzyście i jasno. I tak będzie. Zmieniamy status przedsiębiorstwa i wpisujemy tam jasne reguły. Od dziś liczba osób, które można zatrudnić na zasadzie nepotyzmu, będzie uzależniona od stanowiska. Łapówki bierzemy tylko we czwartki, a z zakładu rzeczy można wynosić w poniedziałki, środy i piątki. Przetargi będzie wygrywać ten, kto zaoferuje największy bakszysz. Koniec patologii, od teraz wszystko klarownie!

Do zakładu, który nazywa się służba cywilna, przyszedł nowy kierownik: PiS. W służbie cywilnej wiele zasad, mających w teorii zapewnić jej apolityczność i profesjonalizm, od dawna nie miało większego znaczenia. Konkursy na stanowiska bywały często fikcyjne. Nowa władza uznała, że skoro tak, to trzeba to po prostu oficjalnie zatwierdzić. Szef służby będzie więc wyznaczany bez ograniczeń przez premiera i będzie mógł należeć do partii, podobnie jak dyrektorzy. Konkursy na stanowiska dyrektorów i zastępców zostają skasowane.

Kierunek jest jasny: mniejsza przejrzystość, więcej polityki. I niechęć do budowania jakichkolwiek instytucji poza wpływem politycznym, typowa dla partii Jarosława Kaczyńskiego. Można i tak – władza ma społeczny mandat: szczerze i otwarcie upolityczniamy służbę cywilną, co właściwie oznacza jej koniec. I na pewno jest to zmiana. Ale czy aby na pewno zmiana dobra?

Zobacz: Przemysław Wipler o dostępie do broni palnej: To ochroni nasze życie i zdrowie