To była Barbórka i szef rządu wraz ze współpracownikami wracali do Warszawy z Lubina, gdzie świętowali wielką górniczą uroczystość - Barbórkę. Do pamiętnej katastrofy śmigłowca doszło, gdy maszyna miała lądować na Okęciu. Niestety, gdy było już blisko końca lotu doszło do awarii śmigłowca! Pilot kierujący maszyną musiał lądować awaryjnie. Z przeprowadzonych później badan wynikało, że przyczyną awarii było oblodzenie silników śmigłowca. Cudem wszyscy wyszli cało z katastrofy, ale nie obyło się bez hospitalizacji. Premier Leszek Miller wylądował w szpitalu z połamanymi dwoma kręgami. Poszkodowani najciężej byli: oficer BOR (miał złamaną miednicę i połamane nogi) oraz pracownica Centrum Informacji Rządu, która doznała potłuczenia płuc. Na pokładzie maszyny byli ówcześni politycy rządu: premier Leszek Miller, szefowa jego gabinetu politycznego Aleksandra Jakubowska, funkcjonariusze BOR. W sumie śmigłowcem leciało 15 osób, czterech członków załogi i 11 pasażerów.
W każdą rocznicę wypadku Leszek Miller i jego znajomi, którzy wtedy brali udział w katastrofie, spotykają się, by uczcić to, że przeżyli: - Docierały do mnie różne opinie, ale po latach utwierdziłem się w przekonaniu, że był to wypadek. Dziś, jak co roku spotkamy się w gronie uczestników katastrofy Mi-8 i wypijemy za życie.
Tyle zostało z naszego Mi-8, który rozbił się 4 grudnia 2003 w lesie pod Piasecznem, ale wszyscy na pokładzie przeżyli. pic.twitter.com/nf2T7OgOaA
— Leszek Miller (@LeszekMiller) 4 grudnia 2017
Zobacz: Leszek Miller: Kapryśna dama