Leszek Miller: Finał rekonstrukcji

2018-01-10 4:00

Leszek Miller komentuje rekonstrukcję w rządzie Mateusza Morawieckiego.

Wczoraj w samo południe prezydent Duda powołał nowy rząd. Jest w nim kilka znaczących niespodzianek. Największa z nich to odejście ministra sztuki wojennej i wielkiego kapłana religii smoleńskiej. Jak widać, Antoni Macierewicz stał się nie do zniesienia już nie tylko dla zwierzchnika sił zbrojnych, lecz także sojuszników zza oceanu. Sporą niespodzianką jest także dymisja ministra Szyszki, nad którym rozpięty był parasol oligarchy z Torunia. Radziwiłł i Waszczykowski w pełni zasłużyli na odejście i nikt po nich łzy nie uroni. W sumie zmiany są poważne i trafne, choć o Macierewiczu jeszcze nieraz usłyszymy.

Po uroczystości w prezydenckim pałacu uskrzydlony sukcesem rekonstrukcji premier Morawiecki poleciał na kolację do Brukseli, gdzie przy wykwintnym menu i wybornych winach czekał już Jean-Claude Juncker. Gwoli ścisłości nie sam, tylko w towarzystwie swojego zastępcy Fransa Timmermansa. Holender ma w tej chwili fatalne notowania w Warszawie, dyskretnie zatem przypomniano, że jest on kawalerem wysokich polskich odznaczeń państwowych nadanych zarówno przez prezydenta Kaczyńskiego, jak i Komorowskiego.

W miłej i niekrępującej atmosferze premier Morawiecki - uważnie obserwowany - odbył swój chrzest bojowy. Ważny o tyle, że ocieplenie relacji między Polską i Unią Europejską jest głównym zadaniem nowego szefa rządu. Zbliżają się trudne negocjacje w sprawie nowej perspektywy finansowej, a wzajemna nieufność bardzo w tym przeszkadza. Morawiecki ma więc przekonać brukselskie salony, że Kaczyński nie jest żadnym potworem, a pretensje do Polski to pożałowania godne nieporozumienie. Premier ma wygasić istniejące napięcia, dogadać się z kim trzeba i posprzątać po swojej walecznej poprzedniczce. Po osiągnięciu tego celu ma na białym koniu wjechać na ulicę Nowogrodzką i zameldować o wykonaniu zadania.

To bardzo ładny scenariusz, prawie jak z "Korony królów", tyle że niewykonalny. Bruksela oczekuje zmiany polityki, a nie zmiany polityków. Morawiecki nie zadeklarował nowego kursu, bo nie mógł tego zrobić. Znając uwarunkowania sytuacji w Polsce, nie planowano nawet wspólnej konferencji prasowej, bo jak przytomnie zauważyli gospodarze, nie byłoby co ogłaszać. Na szczęście wcześniejsza wizyta polskiego premiera w Budapeszcie wyglądała zupełnie inaczej. Tam można było odtrąbić sukces, bo jak wiadomo Polak, Węgier dwa bratanki - i do sankcji, i do szklanki.