Spór o zaostrzenie bądź złagodzenie prawa aborcyjnego toczy się niemal od początku kadencji rządu PiS. Jednak ostatnio przybrał na sile po apelach Kościoła o szybsze zakazanie aborcji. Z tego powodu organizacje kobiece postanowiły wyjść na ulice, by zablokować zaostrzenie ich zdaniem i tak już drastycznego prawa aborcyjnego.
W czarnym piątku w samej Warszawie wzięło udział kilkanaście tysicy uczestników, którzy liczą, że tak jak w 2016 r. zmuszą PiS do wycofania się z prac nad ustawą. W odpowiedzi zwolennicy zakazu aborcji zorganizowali tzw. biały piątek, czyli modlitwę za życie poczęte. O tym, jak duże kontrowersje budzi spór o aborcję, świadczyć mogą próby wzajemnego dyskredytowania się obydwu stron. - Jak mam komentować słowa kobiet, które używają zamiast normalnego języka wulgarnych określeń narządów płciowych? One same się kompromitują - twierdzi posłanka Krystyna Pawłowicz. Dodaje też, że ustawa jest opracowywana w Sejmie i nikt nie pozwoli zabijać. Druga strona nie pozostaje dłużna. - Pani Pawłowicz jest ostatnią osobą, która powinna się wypowiadać na temat standardów debaty publicznej i z jakimi hasłami można czy nie można iść protestować. Sama używa prostackiego i wulgarnego języka. Nawet nie ma sensu z nią dyskutować, bo nie za wiele ma do powiedzenia - odpiera zarzuty feministka Agnieszka Grzybek. Jej zdaniem PiS będzie lawirował pomiędzy organizacjami kobiecymi a Kościołem tak długo, aż to będzie możliwe. Ale ostatecznie Grzybek ma nadzieję, że uda się zablokować zakaz aborcji.