Konflikt tragiczny
Kryzys migracyjny celowo wywołany na granicy polsko-białoruskiej przez Aleksandra Łukaszenkę i jego reżim to test dla rządzących w Polsce. Test na skuteczność polityczną z jednej strony i człowieczeństwo z drugiej. Jak to w polityce bywa, nie da się go zdać celująco z obu przedmiotów. Można jednak oblać i jedno, i drugie.
Nie ma prostej odpowiedzi, co należy zrobić, by szantaż Łukaszenki i jego cyniczna gra ludzkim życiem nie okazały się skuteczne. Zasadniczo można wybrać między trzema różnymi scenariuszami, ale każdy z nich jest mniej lub bardziej zły – albo wątpliwy politycznie, albo moralnie.
Wiemy, że dla Łukaszenki uchodźcy, których przerzuca na granicę, to narzędzie, mające zmusić graniczące z Białorusią kraje Unii Europejskiej i Wspólnotę jako całość do koncesji na swoją rzecz. Można więc szukać porozumienia z Łukaszenką, by Białoruś przestała być szlakiem przemytu ludzi. To polityczne harakiri, ponieważ oznacza legitymizację reżimu i porzucenie białoruskiego społeczeństwa obywatelskiego na rzecz normalizacji relacji z Łukaszenką. To polityczna cena, której chyba nikt w UE nie chce płacić.
Możemy też zachować się po ludzku. Wszystkich nielegalnych migrantów, których Łukaszenka śle na naszą granicę przyjmować, tworząc dla nich ośrodki, w których czekaliby na rozpatrzenie wniosku o azyl. Humanitarne podejście miałoby jednak swoje polityczne konsekwencje – byłoby zachętą dla białoruskiego reżimu, by wysyłać więcej ludzi, na ich przerzucie zarabiać jeszcze więcej twardej waluty oraz sygnałem dla potencjalnych migrantów, że szlak przez Białoruś daje nadzieję na lepsze życie w UE.
Jest wreszcie trzecie wyjście, które rząd Pis wciela w życie: uszczelnić jak to tylko możliwe granice, wzmocnić je drutem kolczastym i nie wpuszczać nikogo na swoje terytorium, licząc, że Łukaszenkę to zniechęci do przemytu ludzi, a potencjalnym migrantom pokaże, że nie mają tu czego szukać. Politycznie może okazać się to skuteczne, ale jest to też moralnym bankructwem. Wypychani z Białorusi migranci utkną bez pomocy na ziemi niczyjej, narażeni na utratę zdrowia a nawet życia.
Nie wiem, jak państwo, ale ja cieszę się, że nie muszę stawać przed wyborem niczym z antycznej tragedii, w którym każde rozwiązanie jest fatalne w skutkach.