"Super Express": - Premier Mateusz Morawiecki spotkał się wczoraj z kanclerz Niemiec Angelą Merkel. Wizyta w Berlinie to dobry omen w zacieśnieniu relacji z naszym zachodnim sąsiadem?
Prof. Zdzisław Krasnodębski: - Między nami a Niemcami jest wiele różnic. Dzieli nas sprawa relokacji imigrantów, sprawa Nord Stream 2. Staramy się przekonać naszych niemieckich kolegów, że projekt NS2 jest niezgodny z wartościami europejskimi oraz naszym partnerstwem. Relacje z Niemcami nie są jednak wcale aż tak trudne, jak się mówi. Do tego obecny premier dobrze posługuje się językiem niemieckim i zna realia zachodniego sąsiada. To ułatwia kontakt osobisty i na pewno usprawni dialog między panią Merkel a premierem Morawieckim. To spotkanie nie zmieni jednak radykalnie postawy Berlina. Będziemy musieli poczekać. Polityka to wytrwałe dążenie do obranego celu. Osobiście mam nadzieję na ewolucję.
- Co wskazałby pan jako obszary, w których Polska może czynnie współpracować, uzyskując konkretne korzyści?
- Jesteśmy dla nich ważnym partnerem gospodarczym tak jak oni dla nas. Kluczowe jest to, byśmy tych ważnych partnerów przekonali do tego, by w istotnych dla nas sprawach wykazywali więcej empatii. Być może w przyszłości Niemcy nie będą tak twardzi i nieustępliwi jak teraz. Przed panem premierem niełatwe zadanie.
- Zawirowania polityczne przy tworzeniu koalicji w Niemczech będą miały wpływ na nasze sprawy?
- Cóż, epoka pani Merkel zmierza ku końcowi. Nie wiemy, czy ten rząd powstanie, i na ile będzie stabilny. W Niemczech obserwujemy bardzo duże niezadowolenie społeczne. Układ sił między Polską a Niemcami jest więc trochę inny. To powinno się podkreślać. Niemiecka opinia publiczna powinna dostrzec, że w Polsce mamy stabilną sytuację polityczną, a to u nich jest pewien kryzys. I ta sytuacja może określać nasze wzajemne stosunki.
- Bezpośredni kontakt premiera Morawieckiego i Angeli Merkel ma szansę wpłynąć na kwestie sankcji, którymi politycy UE, w tym Niemcy, grozili Polsce?
- Teoretycznie Niemcy mają tylko jeden głos tak jak inne państwa w Radzie Europejskiej... Żeby nastąpiło uruchomienie traktatu, musi być zgoda co najmniej dwudziestu dwóch państw. Nie wiem, czy panu premierowi udało się przekonać panią Merkel, by Niemcy zasiliły grono państw sprzeciwiających się sankcjom. Na razie Niemcy opowiadają się za uruchomieniem procedury. Tyle że ta sprawa dotyczy różnicy zdań między Polską a Unią Europejską, a nie samymi Niemcami. Oni są takim samym członkiem wspólnoty jak Polska, choć na pewno wpływ Berlina na inne kraje jest olbrzymi.
- Pertraktacje premiera z kanclerz Niemiec wpłyną na odpowiednie rozdysponowanie środków unijnych?
- Nie tym razem. Na razie ciężko wyrokować, jak będzie, bo to jest kwestia unijna i najpierw to UE musi te środki rozdysponować.