Zdaniem eksperta Franka Taylora zajmującego się wypadkami lotniczymi, na pokładzie prezydenckiego Tupolewa znajdowały się bomby: - Nie ma żadnych wątpliwości, że w rządowym samolocie Tu-154M lecącym 10 kwietnia 2010 r. z Warszawy do Smoleńska doszło do kilku eksplozji. Brzoza nie miała wpływu na pierwotne zniszczenie skrzydła - do takich wniosków doszedł Frank Taylor, międzynarodowy ekspert z dziedziny badania wypadków lotniczych. Według specjalisty najbardziej prawdopodobną hipotezą jest to, że ktoś na pokładzie samolotu podłożył bomby - czytamy na stronie gazety.
"Gazeta Polska Codziennie" przywołuje także fragment raportu technicznego stworzonego przez podkomisję smoleńską, która bada sprawę katastrofy smoleńskiej: - Lewe skrzydło samolotu Tu-154M zostało zniszczone w wyniku eksplozji wewnętrznej, istniało kilka źródeł eksplozji, a brzoza nie miała wpływu na pierwotne zniszczenie skrzydła - i podaje, że jednym z autorów stanowiska w tej kwestii jest właśnie Frank Taylor.
Do tego na antenie Telewizji Republika głos w sprawie katastrofy smoleńskiej zabrał prof. Wiesław Binieda, który odniósł się do stwierdzeń Taylora: – W normalnych warunkach zawsze się czeka do ostatecznego raportu, niemniej w tym wypadku pan Taylor stwierdził, że to jest tak absolutnie oczywisty fakt, iż nie tylko była katastrofa, ale jak to powiedział, masywna eksplozja w lewym skrzydle, w wielu miejscach, nie tylko w środku skrzydła, ale w tzw. slotach czy nosku. Potwierdził również obraz eksplozji w kadłubie – przyznał profesor, cytuje gpcodziennie.pl.
Zobacz: Putin o katastrofie w Smoleńsku: Na pokładzie TU-154M nie było WYBUCHU