Władimir Putin pojawił się na specjalnej konferencji prasowej. Odpowiadał na liczne pytania, a w tym i te dotyczące katastorfy smoleńskiej z 2010 roku. Rosyjski prezydent powiedział wprost, że na pokładzie prezydenckiego samolotu nie doszło wówczas do żadnej eksplozji: - Jesteśmy zmęczeni tymi bredniami. Byłem wtedy premierem rządu. Miałem bardzo pośredni związek z działalnością zagraniczną oraz działalnością jakichkolwiek służb specjalnych. Jeżeli na pokładzie doszło do wybuchu, to skąd wystartował samolot? Z Moskwy czy z Warszawy? Oznacza to, że tam zostały podłożone ładunki. Czy to my tam wleźliśmy czy jacyś rosyjscy agenci i podłożyli tam bombę? W takim razie szukajcie u siebie - powiedział Putin, podaje rp.pl. I dodał: - Nie było tam żadnych wybuchów. Udowodnili to eksperci zarówno z polskiej strony, jak i z rosyjskiej. Wszystko zostało precyzyjnie zbadane.
Zobacz: Macierewicz jednak miał rację? Wielki skandal z Caracalami we francuskiej armii