Prezes po Warszawie porusza się właściwie tylko partyjną limuzyną z kierowcą. By pełnić tę funkcję, trzeba cieszyć się bezwzględnym zaufaniem Kaczyńskiego. Tym razem przed domem nie czekał na prezesa jego ulubiony kierowca Jacek Rudziński – jedna z najbardziej zaufanych osób w jego kręgach, zwany też „cieniem”. Mimo braku ulubieńca, prezes zachował się jak dżentelmen i na powitanie młodego kierowcy, w geście salutu, wzniósł swą dłoń do kaszkietu.
Czujni ochroniarze zaś pomogli swemu szefowi spakować się do auta. Jeden z nich odśnieżył nawet prezesowi chodnik przed domem. Następnie zamiast na Wiejską, Kaczyński z obstawą udali się na Nowogrodzką, gdzie znajduje się siedziba partii.
Po wybuchu afery ujawnionej przez „Gazetę Wyborczą” Jarosław Kaczyński zabrał głos tylko raz i to wcale nie na temat całego zamieszania. W środę wkroczył na salę plenarną w asyście oklasków posłów swego ugrupowania, następnie wkroczył na mównicę i uczcił pamięć zmarłego kilka dni temu byłego posła PiS Andrzeja Lissa.
Prezes może mieć nie lada kłopoty, bowiem posłowie opozycji donieśli na niego do prokuratury. Na szczęście dla niego, dzięki obstawie złożonej z ochroniarzy i prywatnego kierowcy, może uniknąć niezręcznych pytań dziennikarzy i dokumentów i szybko czmychnąć sprzed ich oczu, chroniąc się na Nowogrodzkiej.