Joanna Racewicz została zapytana w wywiadzie dla Newsweeka o to, czy dostała zaproszenie na odsłonięcie pomnika smoleńskigo 10 kwietnia. Okazuje się, że nie, tak samo jak inne rodziny, których bliscy zginęłi w tej tragicznej katastrofie. Racewicz powiedziała: - Spotkałam się z dziewczynami z naszego smoleńskiego kręgu. Od lat organizujemy rocznicową mszę w intencji naszych bliskich, którzy zginęli w katastrofie. Potem zwykle jest chwila na rozmowę, pobycie razem. Większość z nas nie dostała zaproszenia. Dziennikarka dodał też, że nikt jej nie pytał ani o pomnik, ani o projekt, ani o miejsce wyznaczone na jego postawienie., a nie też o to, czy życzy sobie, by widniało na nim nazwisko jej męża. Racewicz została także zapytana o sprawę ekshumacji. Przyznała, że jest to jeszcze przed nią: - Z całą stanowczością odpowiadam, nie widzę żadnego sensu, aby teraz, po ośmiu latach, fundować mnie, mojemu synowi i rodzinie ponowny pogrzeb. (...) Ja poleciałam osiem lat temu do Moskwy z przekonaniem, że muszę wszystkiego dopilnować sama - wspomniała dziennikarka wydarzenia z 2010 roku.
Racewicz opowiedziała też o tym, jak przygotowała męża do ostatniej drogi. Towarzyszyła mu, aż do zapieczętowania trumny: - Ubrałam, zapięłam spinkami mankiety do koszuli. Jeśli ktokolwiek myśli, że w trumnie kapitana Pawła Janeczka jest czyjaś ręka, noga czy niedopałek papierosa, to się myli. Byłam z Pawłem do samego końca, do zalutowania metalowego wieka i zabicia gwoździami drewnianej skrzyni.
Joanna Racewicz wspomniała też, że do trumny włożyła mężowi kilka cennych dla niej rzeczy: - Paweł ma w trumnie włożone przeze mnie ważne i symboliczne pamiątki i nie chcę, żeby ktokolwiek ich dotykał. To jest moja świętość - podsumowała. W miniony weekend w Warszawie odbył się bieg upamietniający Pawła Janeczka. Racewicz w ciepłych słowach oceniła prezydenta Andrzeja Dudę, który brał udział w biegu.
Zobacz: Wdowa smoleńska szczerze ZACHWYCONA Dudą. Zaskakujący gest prezydenta [ZDJĘCIA]