"Super Express": - Lech Wałęsa zdradził, że zastanawia się nad rozpoczęciem działań mających na celu doprowadzenie do odebrania Solidarności prawa do posługiwania się historyczną symboliką. Jak pan skomentuje tę sytuację?
Janusz Śniadek: - Lech Wałęsa nie ma do tego najmniejszego tytułu i podstaw. I to ani podstaw moralnych, ani tym bardziej prawnych. Wałęsa od lat, w zasadzie od chwili, gdy po roku 1989 zaczął wzywać Solidarność do odprowadzenia sztandarów do muzeum, jest w stanie mniejszego czy większego napięcia z Solidarnością. Jednak dzisiejsza Solidarność ma ciągłość prawną z tą historyczną. Uregulowane są również stosunki prawne dotyczące znaku Solidarności. Więc dzisiejsza Solidarność jest sukcesorem tej historycznej. Natomiast tak naprawdę ta sytuacja jest kwestią innego sporu.
- Jakiego?
- Nie odmawiam nikomu dokonań z lat 80. Zresztą biografia Lecha Wałęsy również jest bardzo różnorodna, ma swoje blaski i cienie. Jednak nikt nie ma patentu na Solidarność na całe życie. Egzamin z solidarności trzeba zdawać ciągle od nowa. I niektórym ludziom, którzy zdali go w PRL, wydaje się, że stali się ikonami Solidarności już na zawsze. Ale to nie jest prawda. Trzeba zadać pytanie, czy zdają ten egzamin dziś, w wolnej Polsce.
- Właśnie - zdali go? Wałęsa zdał?
- Zarówno Lech Wałęsa, jak i wiele innych ikon sierpnia 1980 roku po upadku PRL zajęło się sobą. Ci ludzie poszli w swoje biznesy, urządzili się w życiu, dyskontując również kartę solidarnościową. Tymczasem bardzo wielu ludzi Solidarności, którzy w czasach PRL byli represjonowani i szykanowani, którym między innymi w stanie wojennym złamano życiorysy - ci ludzie zostali pozostawieni sami sobie, bez pomocy. I tego egzaminu z solidarności, egzaminu wobec tych ludzi, wobec współwalczących o wolną Polskę - tego testu ikony Sierpnia i ikony Solidarności nie zdały. I to jest sedno sporu, który obserwujemy. Odmawiając Solidarności prawa do spuścizny sierpnia 1980 roku, Lech Wałęsa próbuje tuszować pozostawienie samym sobie tych walczących razem z nim "żołnierzy" Solidarności. Po 1990 wśród działaczy związkowych narastało ogromne poczucie zdrady.
- O jakiej zdradzie pan mówi?
- Było poczucie, że elity zdradziły robotników. I jest w tym głęboka prawda. Dopiero dzisiejszy rząd PiS jest pierwszym gabinetem po 1989 roku, który realizuje program przesłania Sierpnia 1980. Dziś ta walka różnych osób i środowisk z rządem PiS tylko udowadnia tę tezę. Powierdza fakt, że ci ludzie znaleźli się po zupełnie innej stronie. Przecież postulaty Sierpnia to był cały program społeczny, a same związki zawodowe były tylko jednym z jego elementów.
- Doczekamy się kiedyś rocznicy Sierpnia 1980, która odbędzie się w atmosferze zgody? Czy też bieżąca walka polityczna już zawsze będzie determinowała upamiętnienia tamtych wydarzeń?
- Bardzo mi się to marzy. W 2003 roku, krótko po tym jak zostałem szefem Solidarności, była taka chwila podczas pielgrzymki do Rzymu, na którą zaprosiliśmy Wałęsę. Chyba też jeden raz złożyliśmy wspólnie kwiaty pod pomnikiem stoczniowców. Ale to było na zasadzie zupełnego wyjątku i zdarzyło się tylko raz.
Natomiast na sporze Solidarności z Wałęsą tracą obie strony, co od lat mówiłem Lechowi Wałęsie. Dopóki ja byłem szefem związku, to atakowanie byłego prezydenta prawie nigdy nie miało miejsca. Bo atakowanie Lecha Wałęsy uderza też w Solidarność. Deprecjonuje znaczenie związku i wydarzeń z 1980 roku w oczach młodych ludzi.
Zobacz: Ks. Lemański IMPERTYNENCKO o Szydło: Łże jak bura s**a
Przeczytaj też: SKANDALICZNE słowa szefa POT! Błyskawiczna reakcja ministra Bańki, jest dymisja!
Polecamy: WOJNA w PO! Bunt Budki, chamska pyskówka do senatorów Schetyny